*
* *
Po
obiedzie poszli, na huśtawki i na spacer. Porównywał to, co
pamiętał ze spędzonego tu dzieciństwa ze stanem obecnym. Piękny
ryneczek,
ozdobiony fontanną,
odnowione kamienice, wbudowane w architekturę miasteczka nowe
budynki w centrum. Nagle przestało wydawać mu się takie samo jak
każde inne. Było to zadbane miejsce z kwiatkami na klombach i
wieloma pięknymi parkami. Jolka żałowała, że trawa w parku za
Strażą Pożarną już
nie wydawała się już niebieska od kobierców wiosennych kwiatów.
Opowiadała,
jak na początku kwietnia cały trawnik ginie po błękitem cebulic,
potem niebieski kolor znika i zastępuje go intensywna żółć a na
końcu już w maju w wysokiej trawie jak połacie srebra błyszczą
kępy niezapominajek. Opowiadała jak wkrótce po skoszeniu trawy w
czerwcu zakwitają tu lipy i cały park napełnia się słodkim i
ciężkim zapachem lata i jak lubią tu z synem jesienią podrzucać
do góry suche kolorowe liście i brodzić w nich i szeleścić.
Mirek uczył się
dziecka. Łapał chłopca zjeżdżającego ze ślizgawki na małym
pięknym placu zabaw umiejscowionym w bezpiecznym parku. Trzymał w
dłoni małą rączkę, karmił kaczki pływające po Postomii,
rzeczce, wzdłuż której wiła się piękna promenada, uśmiechał
się biegał,
udawał, że pakuje na siłowni pod chmurką,
świetnie się bawił. Przeżywał cudowne emocje i nawet zupełnie
zapomniał
o kacu. Pozwolił zrobić sobie milion zdjęć, których nie znosił.
Kupował lody, śpiewał, żył. Radość wypełniała mu serce.
Nigdy nie był tak szczęśliwy i skołowany jednocześnie. Czuł,
jakby miał jakieś
inne życie. Gdy kładł
synka spać i dostał całusa na dobranoc wiedział już, że to
dotychczasowe legło w gruzach
cicho i bez niepotrzebnych ruin,
że musi wszystko
wybudować od nowa
i tego właśnie chce.
Miał potrzebę zmian i wiedział, że trzeba ich dokonać, nie
wiedział jeszcze jak,
ale był przekonany, że
były
mu potrzebne. I
cieszył się, że lubi
to miasteczko.
Wieczorem
długo czekał. Oparł twarz o dłonie. Wciąż się krzątała,
szykowała małemu ubranie na rano do przedszkola, pastowała buciki,
nastawiała wodę a on tracił cierpliwość obracając w dłoniach
pusty kubek po herbacie, przecież musiał z nią już pomówić. W
końcu, jak on przed laty, postawiła na stole talerz kanapek na
zakąskę, dwa kieliszki i butelkę wódki.
-
Tylko nie próbuj zrzucić wszystkiego na alkohol – zażartował i
wymienili nieśmiałe uśmiechy. Polała i usiadła.
-
Twoje zdrowie – podniosła do góry kieliszek, patrzył jak się
krzywi.
-
I twoje - opróżnił kieliszek a ona od razu nalała po drugim –
nie pędź tak, mamy całą noc
na gadanie. Dość tej
wymiany uprzejmości. I
staraj się mówić składnie, to może cię nie zabiję do rana.
Nawet nie wiesz, nie
umiesz sobie wyobrazić tego, jak
ja cię teraz nienawidzę - patrzył jej prosto w twarz - i
w pełni odpowiadam za to co mówię. Nienawidzę cię, ale urodziłaś
mi synka. I to jest cud. A teraz ja się zamykam, a ty gadasz, Jolka,
składnie i od początku, jak na spowiedzi. No nawijaj, mała.
-
Twoja matka będzie tu jutro.
-
Powiedz mi
coś nowego. Też mi
rewelacja, jakbym się nie domyślił. W sumie, nie sądziłem, że
aż tyle wytrzyma. Wyłączyłem komórkę i zostawiłem ją
w schowku w aucie a ona
i Synek wariują z ciekawości, którą nazywają niepokojem.
-
Synek?
-
No. Matka od dziecka woła na niego Synek, a na mnie Synuś,
gdy jest wściekła. Ale nie o niej gadamy. Do rzeczy Jolka.
-
Julka.
-
Co?
-
Nikt prócz was nie mówi mi Jolka. Ojciec wołał Julka i tak
zostało, zmieniłam sobie
po osiemnastce. Jula,
nie Jola.
-
Wybacz, mała.
Widzę
cię drugi raz na oczy, mogłem się przecież pomylić, nie? - drwił
z niej – Gadaj.
No,
do rzeczy, bo cię moja matka przesłucha, a ona nie ma poczucia
humoru. Od rana podejrzewa, że jest babcią i
zapewne jest sfrustrowana, bo
nie wie, co wypada kupić w
prezencie czterolatkowi,
a to dopiero jest dylemat!
-
Ty się tym bawisz?
Śmieszy cię to?
-
Mam płakać? Płakałem. Teraz się cieszę. Zrób coś, żebym cię
nie nienawidził, co?
-
Mirek, ja…
przepraszam
–jakoś nie uwierzył w jej skruchę.
-
Powiedziałem, od początku.
-
Dobrze – wlała w siebie kolejną kolejkę – już dobrze.
– zawiesiła się jeszcze na chwilę a potem wolno zaczęła
opowiadać. - Gdy moja
matka wychodziła za ojca była najszczęśliwszą kobietą na
świecie. Zawsze kupował u niej bułki, wiesz? Co rano od lat. Tak
jakoś wyszło. Bardzo się kochali. On był najlepszym ojcem na
świecie. A nie było łatwo. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem,
taką wystraszoną dziewczynką, a on dał mi nazwisko, siłę i
charakter. –
oparła łokcie na stole i patrzyła na niego mówiąc. -
Nie wiedział, jak się zająć dziewczynką,
ale i tak robił co mógł. Gdy
nie miał roboty, albo po godzinach remontowaliśmy stary motor.
Naszą Peny. To był czad, nagle
pokochałam stare
motocykle. Potem uczył mnie jeździć po okolicznych wybojach.
Gdyby nie on, nigdy nie wyszłabym z cienia. Przychodziłam do szkoły
ze smarem za paznokciami, więc
chłopcy zawsze mieli dla mnie respekt. Byłam mechanikiem. Oni
jeździli rowerami, ja sama ciężką Panionią
TL po wąwozach, leśnych ścieżkach rowerowych w lasach i dookoła
jeziora. Pamiętasz ile tu możliwości, nie? Teraz młodzi szaleją
na quadach, ale to było przecież dawno temu. Miałam jakieś
piętnaście lat i pasję, a to pomaga nie być zbuntowaną
nastolatką. Nie
miałam wielu przyjaciół. Za to miałam
świetnych starych.
Matka,
wiesz… ona nie mogła
mieć więcej dzieci, on wiedział. Trochę żałował, że nie
będzie miał syna, ale nigdy jej nie ubliżył, nie odezwał się
źle, nie skrytykował, ani nie chodził na boki. Bardzo ją kochał
i wtedy ona umarła. Polej, co? To był bardzo rozległy udar mózgu,
trup na miejscu. Zostaliśmy we dwoje i wtedy on zaczął się
zamartwiać, głównie o mnie, o moja przyszłość.
– Mirek sięgnął po butelkę i nalał do kieliszków kolejkę -
Wiedzieliśmy oboje, że
ekonomik to kanał, ale nie miałam
pojęcia, co chcę
robić.
Wiesz,
ogólniak to taki sam fatalny wybór, po nim to w ogóle nie masz
nic, bez wykształcenia i zawodu, takie tam... Wtedy ojciec
zadecydował, że trzeba wyremontować dom. Nie wiem, skąd miał na
to kasę i siły. Na strychu zrobiliśmy osobne mieszkanie. Na
wynajem. W razie czego, żebym miała z czego żyć. Zawsze o
wszystko dbał. Zaraz po siedemnastych urodzinach kazał mi zrobić
prawko. Wypiliśmy nawet po dwa piwa, jak nigdy. Dostałam Panonię,
moją
Peny wtedy już na papierze na własność. Uwielbiam ją, choć czasem nie mam już siły przy niej
grzebać, a oryginalne części są takie drogie.
Któregoś
dnia poszłam zanieść mu obiad do warsztatu i znalazłam go
zimnego, na podłodze. Nie zjadł nawet śniadania. Poczułam wtedy,
że jestem sama. Zupełnie sama na świecie. Że nikt mnie już nie
kocha i nikogo nie obchodzę. I wtedy pojawiłeś się ty. A wraz z
tobą myśl, że mój ojciec powinien mieć wnuka. Krew z krwi. Kogoś
kto będzie mnie
kochał, i
kogo ja będę kochać
i… nie
będę taka
… ostatecznie sama.
Potrzebowałam tego dziecka, żeby żyć.
Żeby nie chcieć umrzeć. Żeby walczyć. – opuściła głowę i
po chwili znów na niego patrzyła -
Czułeś się kiedyś zupełnie sam? Ja wtedy bardzo. Nie myślałam
o tobie ani przez chwilę,
liczyłam się tylko ja.
Najpierw nie miałam odwagi, wódka pomogła. Wiedziałam, że to
pierwsza i ostatnia próba, że nazajutrz wyjedziesz. Potem martwiłam
się, że się obudzisz, że jestem niezgrabna, wstaniesz i będziesz
chciał się zabezpieczyć.
– wypiła wódkę a on zaraz po niej.
-
Hehe. Ty też zabierasz ze sobą gumki,
gdy jedziesz na pogrzeb? Nadal chcę cię zatłuc,
najchętniej wałkiem do
ciasta. Polej. Jutro
będziesz zdychać, zobaczysz – ostrzegał - Stryjek
to był fajny gość,
pamiętam… Jeździł
motorem jak szatan. Matka zawsze mówiła, że nas pozabija. Nasz
ojciec miał wypadek na motorze, śmiertelny wypadek. A on, luz.
Wiesz, kiedyś z Markiem rozwaliliśmy mu motocykl. Spadł nam ze
skarpy, wy tu mówicie wpadł do wąwozu, no w każdym razie trudno
go było wytaskać. Ze
dwie godziny go targaliśmy. Byliśmy wykończeni jakbyśmy wleźli
na Himalaje. Wiesz co
stryj wtedy powiedział? Powiedział: "Boże, tylko nie mówcie
matce!
Matka mnie zabije!",
i tak zostało, że jak coś - to matka cię zabije. Lubiłem to
wygwizdowo, gdzie mieszkał.
-
Ja też, ale kupił mamie dom i pokochałam go. Mam gdzie mieszkać,
mam dochód z mieszkania i warsztat pracy na miejscu.
-
Jesteś mechaniorem? Nie gadaj?
-
Nie, skąd, nie będę facetom odbierać chleba
– sięgnęła po kanapkę.
-
To co robisz?
-
A to zależy,
kto pyta – uśmiechnęła się i dodała konspiracyjnie – wiesz,
skarbówka i
takie tam brednie.
Jestem zdunem, po trosze, oficjalnie.
-
Boże, a co to jest?
– naprawdę nie miał pojęcia o czym ona mówi.
-
Heh, chłopczyk z bloków, co? - zażartowała, skrzywił się -
Zdun stawia piece kaflowe, ja w życiu nie postawiłam pieca.
-
Jej, nie wiem co powiedzieć, to co robisz?
-
Dobra, uprawiam sztukę użytkową. Jestem no... powiedzmy:
artystką, rzeźbię w
glinie, wyrabiam ręcznie robione kafle do produkcji pieców.
-
Da się w tego żyć?
-
W BIK-u mnie nie ma. Teraz jest moda na piece i kominki. Gdy na coś
jest moda rośnie zapotrzebowanie na oryginalność. Wtedy pojawiają
się ludzie, którzy wykładają dużą kasę, by mieć kominek, albo
piec taki, jakiego nie maja sąsiedzi i znajomi. To coś innego niż
taśmowa robota. Właśnie wypalam komplet kafli w motywy morskie,
wiesz, rozgwiazdy ryby wodorosty
i syreny. Długo stygną,
ale jutro wieczorem, jeśli jeszcze tu będziesz możesz je
zobaczyć.
-
Sugerujesz, że powinienem spadać?
– zapytał z bezczelną miną.
-
Raczej, że cię mama jutro zabierze do domu
– odgryzła się bez cienia wahania.
-
Pyskata
jesteś, młoda. Skąd
pomysł, że posłucham mamy? No i do czyjego domu? Ja nie mieszkam z
matką,
mam klitkę w bloku, i tydzień urlopu. Mamusia mi dała.
– rozparł
się o krzesło - Pracodawca
ma prawo wysłać mnie na przymusowy urlop kiedy mu się spodoba,
wiesz? - znowu uniósł brwi, znała ten gest, jej synek robił
dokładnie tak samo. Nalała po ostatniej kolejce. Była już nieźle
wstawiona, wypili i postanowiła pójść spać.
-
Słuchaj
Mirek, w kanapie jest
koc i jakieś poduszki, obsłuż się, co? Ja raczej mam dość.
Nigdy nie piję wódki. To mój drugi raz i na pewno powinnam już
iść spać.
-
Chcesz powiedzieć, że od poprzedniego razu nie piłaś wódki?
-
Wódki? Nie, ja nie piłam żadnego mocnego alkoholu, nie uprawiałam
seksu i nie miałam kaca, a jutro będę
go miała.
Ble, ale mi źle, fu.
-
Seksu też nie?
– wlepił w nią zdziwione spojrzenie.
-
No, bo wtedy tak jakoś wyszło wszystko pierwszy raz, na hura. Ojej.
- Zakryła ręką usta i ruszyła do łazienki. Poszedł za nią i
stanął pod drzwiami.
-
No super - mruknął raczej do siebie. - Żyjesz?!
-
Aha – jęknęła.
-
To rzygaj i wyłaź, pomówimy o reszcie rewelacji - gdy w końcu
wyszła blada oświadczyła, że idzie spać.
-
Nigdzie nie idziesz. Żadne spać. Chcesz mi powiedzieć, że ty…
wtedy, że to pierwszy i ostatni raz?
-
No - posadził za stołem mocno zataczającą się Julkę,
która dłonią zasłaniała usta.
-
I że uwiodła mnie we
śnie pijana cnotka?
– nie wiedział, czy wściec się, czy śmiać.
-
Ponoć nieźle się bawiłeś i nie składałeś reklamacji –
odgryzła się.
-
Jakie to romantyczne! Kurwa, no nieźle. Zabawiłaś się moim
kosztem, tak? - był wściekły.
-
Oj daj żyć, myślisz, że nie wiem, co ci zrobiłam? Przeprosiłam
już. - Wytarła załzawione oczy - Nie myślałam o tobie, nie
miałabym odwagi zrobić niczego takiego, ale ta wódka, Mirek, no...
- Gadaj!
-Co
chcesz jeszcze usłyszeć, że mi przykro? Tak przykro i niedobrze.
Pozwól mi spać.
-
Jak cię wyspowiadam. Na trzeźwo nic mi nie powiesz. To jak było?
-
No co? Nie oglądałeś pornosów w gimnazjum? Ja widziałam dwa.
Ohyda. Wiesz, jak się tampon zmieścił, to i penis powinien, nie?
Tak mi się przynajmniej
wydawało… A faceci za
dużo myślą o krwawej jatce podczas defloracji - coraz bardziej
gubiła
się w słowach - Nie, nie było fajnie. Nie miało być fajnie.
Miało być. A potem przyszło rano. Człowieku, myślałam, że
jesteś bogiem. Już wiem o co to całe "halo". Seks jest
super. Zadowolony? Mogę iść spać?
-
Idź. I nie przyłaź tu! Bank spermy zamknięty! I dalej cię
nienawidzę!
A matka zabije nas
oboje!
I
chodź było już bardzo późno poszedł poszukać sobie stacji
paliw, by kupić piwo. Na Orlen miał dość daleko, by przewietrzyć
się i pomyśleć. Wrócił, przyniósł telefon z auta, włączył
go i zadzwonił do brata.
-
Synek, nie śpij.
-
Nie śpię. Czekałem.
Matka cię zabije. Ze
sto razy dzwoniła. Nawijaj.
-
On jest boski! Słuchaj, mój synek jest cudowny. Sam zobaczysz.
Weźmiesz mi jutro parę rzeczy, jak będziecie jechać?
-
Wszystko prócz akwarium. A ona?
-
Wiedźma? Jest szalona.
Była
głupim, bardzo samotnym i
pogubionym dzieciakiem.
Pewnie jutro zatłukę ją żelazkiem. Dziś
strasznie jej nienawidzę. Brat?
-
Co jest?
-
Zdarzyło ci się kiedyś
obudzić tak z piętnaście sekund przed orgazmem i mieć nad sobą
siedemnastoletnią "właśnie-nie-dziewicę"?
– zostawił Markowi czas na odpowiedź.
-
O fuck!
Brat! Osz,
kuźwa! Młoda serio cię
uwiodła!
A matka myślała, że ona jej
kłamie by cię kryć.
-
Ona raczej nie umie kłamać. I nawet nie próbuje. Ale i tak jej
nienawidzę. Do rana, brat.
Śpij
już. - i się
rozłączył.