Właśnie miał się
walnąć, by odespać i nockę w robocie i bibkę przed nią, ale
telefon rozdzwonił się dźwiękiem tłuczonego szkła. W życiu by nie odebrał,
gdyby nie to, że dzwonił jego wuj i szef w jednej osobie. Dobrał mu ten dzwonek idealnie.
Ostatnio dość
często i regularnie wuj zatruwał mu życie. Tym razem gniewnym głosem warknął,
że chce go widzieć za dziesięć minut w biurze, i nie było
wyjścia. Jeszcze lekko wstawiony Robert przeczesał włosy rękami i
wsiadł do własnego auta jakby zapominając, że dopiero przed
kwadransem wrócił do domu taryfą, bo uznał, że nie powinien
prowadzić. Dopiero na miejscu, w firmie zorientował się, że przyjechał w
laczkach. Pełen obciach z tego pośpiechu.
Wuj wskazał mu
dłonią fotel naprzeciwko, ten mniej wygodny, ustawiony specjalnie
dla petentów, który sprawiał, że przychodzący pracownicy nie
czuli się dobrze, ani komfortowo rozmawiając z górującym nad nimi
szefem, rozpartym jak wypchany jastrząb lecz zamiast na ścianie, w
wygodnym skórzanym siedzisku pachnącym migdałowym olejkiem do
pielęgnacji skóry. Chłopak chętniej zająłby miejsce na kanapie,
ale szef, to szef, nawet, gdy wuj. Usiadł i od razu się poprawił.
Plastikowa podróbka rattanu była koszmarnie niewygodna.
Robert trochę się
denerwował. Często miał coś na sumieniu, ale wiedział, jak ma się
bronić i za co dostanie reprymendę, tym razem niestety, nawet się
nie domyślał.
Bogusław wyjął z
szuflady dwie szklanki, nalał na dwa palce złocistego Napoleona i
pchnął jedną w kierunku młodego.
- Powiedz mi, Robuś,
ile razy rozmawialiśmy o tym, że nie wolno pukać pracownic? Sto
razy? Tysiąc razy? Powiedz mi chłopcze, dlaczego jesteś taki
oporny na przyswajanie zasad? Masz prawie trzydzieści lat, a jesteś
głupszy, niż jamnik twojej babki.
Młody mężczyzna miał bardzo
zdziwioną minę, ale wiedział, że póki co wszystkie kierowane do
niego pytania są retoryczne i próba odpowiedzi na którekolwiek z
nich właśnie teraz byłaby wielkim błędem. Najpierw należało
wysłuchać mowy oskarżyciela, dopiero potem można było zabierać
głos. Wuj zachowywał się zupełnie tak samo, jak jego matka. Nic
dziwnego, przecież byli rodzeństwem.
- Co takiego się
stało, że żelazna zasada, która mamy w tej firmie od lat i którą
wprowadziłem po to, by twój durny ojciec nie zdradzał mojej
siostry przynajmniej w zakładzie pracy, zasada, którą znasz jak
język ojczysty, którą z całą mocą zawsze popierałeś, nagle ci
zbrzydła? A skoro już się stało, dlaczego ja muszę zawsze
dowiadywać się wszystkiego w sposób tak żenujący, że aż brak
mi kłamstw na twoją obronę? Czy ci matka, durniu, przy porodzie na
głowę usiadła? Wiesz jakie mogą być tego konsekwencje? Nie stać
cię na nie! Mnie nie stać! Firmy nie stać pacanie! Robert, ty
skończony idioto! Jesteśmy na samym dnie leja po bombie! Po
cholernej koreańskiej atomówce! Oczywiście już wiem jak nas z
tego wyciągnąć, ale najpierw chcę wiedzieć, jak w to gówno
wlazłeś.
- Nalej mi jeszcze,
wujku. W gardle mi zaschło.
- Wody se nalej,
gówniarzu! - komentował Stefan dolewając młodemu Napoleona. - Kto
nie umie, nie powinien pić.
- Nigdy nie mówiłem
że umiem pić, toteż nigdy nie piję w pracy.
- Jeszcze tego
brakowało! - Pieklił się nadal wuj.
- Przerywasz mi, a
podobno chcesz mnie wysłuchać - rzucił sarkastycznie i dał
rozmówcy czas na przełknięcie palącego w gardło trunku. -
Wszystko to – zaczął wolno bawiąc się szklanką - cała ta
rozdmuchana historia, to tylko drobny incydent, którego to ty jesteś
głównym sprawcą. To po prostu niemal w całości twoja wina i
pora, byś w końcu sam przyjął to do wiadomości.
- Bezczelny
gówniarz! - mężczyzna był wściekły, ale młody jak zwykle go
zaintrygował. Ta jego cholerna błyskotliwość mogłaby zaprowadzić
go bardzo wysoko, gdyby nie to, że wciąż zdarzały mu się głupie
wpadki.
- Pomyśl sam. Dałeś
mi wolne. Nawaliłeś i zmusiłeś mnie, żebym przyjechał do roboty
prosto z baru, w dodatku na nockę. Od dziewiątej do dziesiątej
czterdzieści można w doborowym towarzystwie wychylić więcej niż
kilka głębszych, ale to pewnie sam wiesz. Przyjechałem taryfą,
grzecznie i bez sprzeciwu, jak kazałeś. Praca od razu nabrała
rumieńców jak cnotka w konfesjonale na myśl o grzechach własnych,
bezpruderyjnych dłoni. W hali zawrzało na chwilę i zaraz równowaga
wróciła. Wszystko było jak zawsze. Nudy. Siedziałem w biurze zniechęcony, znudzony i coraz bardziej wściekły
na ciebie, że mi popsułeś tak dobrze zapowiadający się wieczór.
Przez szybę gapiłem się na to stado starych wron myśląc, do
czego by się tu przyczepić. Wiesz dlaczego zasada, by nie pukać
się w pracy do tej pory zawsze działała? Bo wszystkie pracownice
były ode mnie starsze. Albo brzydkie. Albo w ciąży. - wymieniał
pokazując to na palcach, jakby wyliczał powody - Ale teraz nie są.
Przyśniło ci się, że podratujesz produkcję w sezonie urlopowym,
jak przyjmiesz na wakacje panienki od razu po liceum. I to był twój
kolejny błąd. Już drugi wujaszku. A potem wśród starych wron
zobaczyłem taką słodką wypiętą dupkę i zacząłem myśleć, że
może ten wieczór nie skończy się tak najgorzej i postanowiłem…
powiedzmy... zrekompensować sobie straty. Ani ona ładna, ani
brzydka. Prawie bez cycków. Wyglądała jak dziecko, ale ta wypięta
dupka, no cóż. Doskonale wiesz o czym mówię. Wyobraźnia sama
pracuje trybik za trybikiem, aż wszystkie elementy układanki złożą
się w wykonalny plan. A ten był bardzo wykonalny. Właściwie,
wuju, nie masz się o co czepiać - sam bezczelnie dolał sobie
Napoleona. - Byłem dyskretny. Nawet bardzo. Powiedziałem na hali
głośno i wyraźnie, że nienawidzę nocek i kto skończy swoją
robotę może iść do domu. To było cudowne posunięcie. Nawet nie
wiesz, jak te wrony potrafią się sprężyć. Produkcja im fruwa.
Wyobraź sobie, że niektóre zaczęły wychodzić już po piątej.
No ale zwierzyna nie mogła mi uciec przecież, więc około szóstej
wyłączyłem bezpiecznik w jej maszynie i cóż… musieliśmy to
naprawić. I naprawiliśmy tuż przed tym, nim przedostatnia z wron
posprzątała maszynę i prysnęła do domu. A gdy zostaliśmy sami
musiałem już tylko być przekonujący. To nie takie łatwe, gdy
błądzisz po omacku i nie wiesz, co to za jedna, ta sztuka. Z tą
było o wieeelkieeej miłości. Była taka zawstydzona. Nie uwierzył byś. Tak, strasznie ją kocham podobno i
aż do pierwszego włożenia, no i nawet odwiozłem ją taksówką na
osiedle. Czułem się jak dżentelmen przez całe pięć minut a potem zadzwoniłeś ty. - prychnął sarkastycznie – Nadal nie wiem jednak, skąd o tym wiesz. Przecież sam powiedziałeś, że w biurze nie ma
monitoringu, a do tego wyłączyłem niemal całe światło. Prawie
całe, bo sobie chciałem na tę dupcię popatrzyć, no to opowiadaj.
Skąd wiesz?
- Za dziesięć
siódma pojawiła się u mnie w biurze jej siostra. Była wściekła
jak doberman na łańcuchu. Tak się składa, że ona jest szefową
związków zawodowych i do niedawna była też prawną opiekunką tej
młodej. Powiedziała, że po dzisiejszej nocce dziewczyna
stwierdziła kategorycznie, że nie idzie na wymarzone studia, tylko zostaje w
firmie, bo się jej przydarzyła wielka miłość i niespodziewana,
szalona namiętność. Nawet nie spytam co ty jej zrobiłeś. Podobno
jest twoją dziewczyną i nie chcecie się rozstać, więc studia jej
już nie interesują.
- Fiu fiu, ale jej
nałgałem. No i jakaś mało rozgarnięta ta laska, ale z braku laku, sam
wiesz...
- Sroczyńska
powiedziała wyraźnie, że nie wie, jak to zrobisz, ale młoda ma
chcieć iść na studia i masz jej nie złamać serca. Brzmi tak
bardzo po babsku, że ledwie mi to przez gardło przechodzi.
Zarzuciła ci uwiedzenie. Jeśli skrewisz, nie tylko będziemy mieć
sprawę o molestowanie w miejscu pracy, ale też o to, że
wykorzystałeś jej zależność jako szef. Do tego związki zrobią
mi w firmie taki burdel, że nie będę wiedział jak się nazywam.
Kontrole zjawią się wszelkie naraz począwszy od sanepidu, a
skończywszy na skarbówce. A nas na to nie stać.
- Zapłaciłeś jej?
- Ani grosza.
- Przecież
powiedziałeś, że znalazłeś wyjście z sytuacji.
- Jasne. Wcisnąłem
flądrze kit o tym, jak strasznie jesteś zakochany w tej młodej,
jak jej tam… no jak ten dzieciak ma na imię?
- Skąd mam
wiedzieć? Mówiłem do niej jakoś tak zwyczajnie, chyba kochanie.
- Jesteś
beznadziejnym przypadkiem, zupełnie jak twój ojciec. W każdym
razie plan wygląda tak, że jesteś zakochany w tej małej, czy tego
chcesz, czy nie. Ona ma iść na studia i to ty masz ją do tego
nakłonić. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, niech się sama odkocha
za miesiąc, może dwa. W dupie mam jak. Masz kłamać jak
dotychczas. Jesteś w związku z małolatą, bo nie mamy kasy na
łapówki dla tych wszystkich kontroli, ani podwyżki, bo związki
tak chcą. Idziesz zaraz do kadr. Wyciągasz CV młodej
Sroczyńskiej, adres, telefon i imię i starasz się ją oczarować.
Aha, kwiaty jej jakieś wyślij. Jasne? A teraz precz! Wynoś się.
Wciąż mam przez ciebie kłopoty. Kiedy twój ojciec prosił, bym
się tobą zajął, nie sądziłem, że będę cię niańczył do
trzydziestki.
Robert wstał i z
wolna wychodził z biura wuja.
- To jest bardzo zły
pomysł. Będziesz tego żałował i ja też.
- Nie pytam cię o
opinię. Zjeżdżaj stąd. I taksówkę weź!
Robert wyszedł
przed budynek. Wyjął z kieszeni ciemne okulary bo oślepiło go
poranne słońce. Na postój taksówek miał jakieś pięć minut
marszu, a z kieszeni wystawało mu ksero CV jednorazówki, którą to
on miał teraz niańczyć przez własna głupotę. Wkurzony,
maszerowałby energicznie, gdyby nie to, że raczej szumiało mu w
głowie.
Nie chciał tego.
Nie chciał kłamać i kręcić. Już dość nałgał. Nie podobało
mu się, że miałby zwodzić tę małą, jak jej tam… rozłożył
kartkę... Gracja – przeczytał. Kto daje dziecku na imię Gracja?
Myślał o tym, że pewnie panna jest po prostu naiwniejsza od
rówieśniczek i uwierzyła w taki absolutnie podstawowy makaron nawijany na uszy, że teraz
musi jej powiedzieć jej prawdę, wytłumaczyć, może nawet przeprosić.
Zwalić wszystko na alkohol. Tak to sobie szybko zaplanował, że
nawet nie wiedział kiedy wsiadł do taksówki i podał adres do
domu. Już wybierał jej numer, by zadzwonić i spróbować wszystko
odkręcić, gdy ponownie zadzwonił wuj.
- Halo? Robert,
wiem, że chodzi ci teraz po tej pustej głowie, by prawdę
powiedzieć tej małej. Zanim to zrobisz, zastanów się, kto spłaci
twój kredyt na mieszkanie i samochód, gdy wyrzucę cię z firmy na
zbity pysk? Nie żartuję. Dostaniesz, gdzieś bez koneksji,
kierownicze stanowisko po dyscyplinarnym zwolnieniu? - odpowiedź
nie padła - Konsekwencje, chłopcze! Co się raz puknęło, tego się
nie odpuka.
(Tymczasem obie
Sroczyńskie cieszyły się, że ich plan działa i wkrótce za kasę
sponsora wyremontują sobie mieszkanie)