Człowiek
przyzwyczaja się do wygody błyskawicznie. Ja nauczyłam się wozić
cztery litery autem, więc pierwsza myśl o tym, by pojechać gdzieś
pociągiem była… odrobinkę wstrząsająca. No dobra, ściemniam.
Była tak przerażająca, że postanowiłam zabrać w podróż
elektryczny paralizator i przez całą drogę nie zdejmować palca z
przycisku. Kurde, zestarzałam się. Kiedyś stopem jak kraj długi i
szeroki, dziś lęk przez intercity. Jestem tchórzem, nie ma co. W
każdym razie jeszcze wczoraj byłam. Ale do rzeczy.
Magda Witkiewicz miała pojawić
się na spotkaniu w poznańskim Empiku na Ratajczaka. Nic mi to nie
mówiło. W Poznaniu byłam ze dwa razy będąc licealistką, czyli w
przeszłości tak zamierzchłej, że ledwo ją pamiętam, w Empiku
kupuje wszystko w sieci z dostawą do domu, ale jakoś nie widziałam
nigdzie zapowiedzi, żeby się Magda wybierała do Gorzowa dla
przykładu, żebym miała bliżej, więc kiedy mnie spytała: 'kiedy
my się zobaczymy?', nie miałam wielkich nadziei, do momentu, gdy
dowiedziałam się, że przesympatyczne dziewczyny z mojego Sulęcina
(Agnieszka Z i Magda S) jadą na to spotkanie pociągiem. Jak one mogą, to
ja też!
Byłam dzielna. Najpierw kupiłam bilety przez internet i zapisałam pliki w
telefonie. Potem ufarbowałam włosy, by wyglądać jak człowiek
cywilizowany i stałam przed szafą, jakby to miało być moje, a nie
Magdaleny spotkanie. W końcu pojechałam autem do Rzepina i wsiadłam do
wyczekanego pociągu. (Czy pisałam już, że termo kubek z kawą i
paralizator zostały w domu?)
Jako że dziołcha
wiejska ze mnie na schwał, wymyśliłam sobie, że skoro na bilecie
jest napisane korytarz, to zarezerwowałam sobie miejsce na
korytarzu, a nie od strony korytarza w przedziale, i całą drogę do
Poznania, godzinkę z hakiem przesiedziałam na otwieranym krzesełku
w przejściu złoszcząc się na siebie, że taka dupa ze mnie. No
ale nic to. Dojechałam. Znalazłam wyjście główne i czekającą
tam na mnie przesympatyczną Magdę H, z którą idąc do Empiku
tylko dwa razy musiałyśmy zawrócić i to nie daleko, a pytając o
drogę co pięć minut, na spotkanie spóźniłyśmy się niewiele.
Dalej była Magdzia.
Na żywo jest jeszcze fajniejsza niż on line. Mówię Wam. Ma
niezwykle sympatyczne poczucie humoru i dystans, którego można jej
pozazdrościć. Jest serdeczna i kochana. Ciepła i otwarta. Mówi
tak, jak pisze. Prosto z serca, a przy tym sypie anegdotkami i nie
sposób się nie uśmiechać. (Teraz plotki: widzieliście jej
buciki? Można by sparafrazować piosenkę grupy Raz dwa trzy: „…
buty tej małej jak dwa zeszyty”).
Co jeszcze? Było
pełno, a pan (podobno nadgorliwy, bo nowy, niedziela i chciał już
do domu) próbował nas przegonić z sali informując: ‘drogie
panie, już osiemnasta’ - ciekawe, czy komuś innemu też się
przydarzyło, że się towarzystwo nie mogło nagadać i spotkanie
autorskie trzeba było skrócić dla potrzeb zamknięcia lokalu? :)
Muszę się Wam
przyznać, że nie spodziewałam się takiego serdecznego przyjęcia,
uścisku i słów, ale teraz wiem, że grupa Magdy Witkiewicz,
Magiczne Miejsce, ten nasz babski kawałek świata, to nie tylko
miejsce na FB, to też nasze własne pozytywne klimaty. Nie tylko
Magdalena jest rozpoznawalna dla nas, ale i my jesteśmy
rozpoznawalne dla niej. Nie powiem Wam, co mi obiecała… dowiecie
się w swoim czasie.
Cokolwiek by mówić,
było za krótko. Ale to nie koniec perypetii. Pisałam, że moje
bilety PKP były pobrane do telefonu? Szkoda tylko, że bateria była
o włos od rozładowania, aż w końcu padła. Co z tego? Przecież
mam power bank – ups, niestety, pusty. Nic, tylko usiąść i
płakać. No i co teraz? Jak wrócić bez biletu? Udało się, bo
dziewczyny bardzo chciały mi pomóc. Najpierw pobrałam bilet na
telefon Magdy S, a gdy już siedziałyśmy w pociągu, cudowna
Agnieszka Z pożyczyła dla mnie ładowarkę od jakiegoś życzliwego
pana. Nim pociąg ruszył z niewielkim opóźnieniem miałam już
prąd i możliwość pokazania kodu QR panu kanarowi. Potem spokojnie
odpłynęłam w czereśniową fabułę nowej powieści na której mam
piękny autograf i jeszcze pieczęć i o mały włos nie
zapomniałabym wysiąść. Dobrze, że PKP Intercity to takie
cywilizowane pociągi, że przypomniał mi o tym głos z megafonu.
Bardzo dziękuję
Agnieszce Z za motywację, Magdzi S za szczerą chęć udzielenia
pomocy i obu za miłe towarzystwo. Za to dziękuję też Magdzi H i
oczywiście gwieździe wieczoru, pisarce literatury wysokiej (wiemy
dlaczego) Magdalenie Witkiewicz.
Dziewuchy, jesteście
boskie! Było mi z Wami bardzo dobrze. A spotkanie… same pozytwy.
Życzę samej sobie, by takie cudowne popołudnia zdarzały mi się
częściej.
Ależ fajnie, że byłaś!!!! <3
OdpowiedzUsuńAle fajnie napisane! Ja też pamiętam ten dzień... Mój Lewy brzeg miał wtedy premierę a ja zamiast cieszyć się sobą, co zresztą, nieczęsto mi się zdarza, pojechałam na pierwsze spotkanie autorskie. I właśnie z Magdą. Na nogach z waty weszłam do Empiku, cała w emocjach! Pierwszy raz na spotkaniu, dzień mojej premiery! I idę po dedykację. Po cichutku, bez słowa... A Magdalena niczym głos przeznaczenia zwraca się do mnie po imieniu i nazwisku 😉 Ale zrobiło mi się miło!
OdpowiedzUsuń