Baba wygląda jak
siedem nieszczęść z Albatrosa, czy jakoś tak, bo ma doła jak lej
po bombie. Ma go, tego doła, bo jej życie jest jak papier toaletowy, długie
szare i do tej części pleców, gdzie ich nazwa ulega zatarciu.
Jednym słowem, baba nie jest chora, zapełnia poczekalnię, bo jej
smutno i nudno i takie tam pierdoły i myśli, ze prozak by pomógł,
ale nie! Dostaje książkę.
Co dalej? Bo ja
wiem, przy gabinecie psychiatrycznym otwierają oddział biblioteki
dla dorosłych z czytelną, a psychiatra może jechać na urlop.
Tylko, że on
jeszcze na to nie wpadł, a ja już tak. :) Wiadomo, lotny umysł –
genialne pomysły.
Zgadnijcie, dlaczego
książką, którą koniecznie powinni przeczytać wszyscy
przygnębieni obywatele jest ta, w której są aż trzy trupy, z
czego jeden przez niewycelowanie?
Dlatego, że bez
względu na to jaką intrygę kryminalną wymyśli Alek Rogoziński,
język w którym jest napisana jego powieść w tak żywy sposób
odzwierciedla nasze wady i zalety, że śmiejemy się zdrowo z nas
samych. Jego bohaterowie mówią obrazami, których nie zapomnicie, a
ich powiedzonka, uch, są soczyste jak limonki.Wasz nastrój ulegnie poprawie, zrobią się Wam zmarszczki mimiczne od śmiechu i będzie Wam o niebo lepiej, niż przed lekturą.
Wiem co mówię. To własne doświadczenie.
W powieści pt: "Do trzech razy śmierć" (już sam tytuł mnie rozwala), najłatwiej polubić Różę, która nie ma najnowszej bazy danych o
tym, co ćpają małolaty na imprezach, zasypia na wykładzie o
erotyce EL James, ( zupełnie jak ja z mężem na wiadomym filmie z
nudów), do tego ma na koncie uwiedzenie nieletniego Goznalesa z
irokezem i uprawianie z nim tarła, (A to jawnogrzesznica! No, kochane! Która jest bez
takiej winy, lub marzenia, tudzież snu, niech pierwsza rzuci
czymkolwiek, najlepiej przysłowiowym mięsem z żalu). Dla niej wycieczka na sabat to prawdziwe
nudziarstwo, bo co można robić w towarzystwie wyłącznie kobiet?
Kiedy dowiecie dlaczego zrezygnowała z siłowni padniecie na twarz,
bo Róża jest jedyna w swoim rodzaju, jej humor jest bezbłędny a ona sama samokrytyczna i błyskotliwa,
ale kim by była bez Pepe, częstującego ją wiśnióweczką mamusi,
której na starość wciąż zmieniają się proporcje i coraz mniej
owoców, a coraz więcej dodaje księżycówki? To jej głos
rozsądku. Anioł stróż. Przyjaciel, który nie wysłałby jej na
świniobicie, choćby nie wiem co. I choć wiele postaci jest
odmalowanych równie obrazowo poprzez westchnienia i zdania
zachwyconych blogerek, czy komentarze innych osób, jeszcze tylko
Kiki i Miłka zarysowały mi się w pamięci bardziej. Pierwsza,
wiadomo, scenką z Krakowskiej taksówki, kiedy to przesiąknięta
alkoholem jak biszkopt na tort, każe się wieść do Gdańska, bo
tam czeka na nią idealny facet – pomnik Neptuna z erekcją pod
listkiem figowym. Za to Miłka to dla mnie najfajniejsza z postaci.
Myśli i kombinuje, jest błyskotliwa i uwielbia jeść. Kocham ją
nie tylko za ilości i sposób w jaki konsumuje, nie tylko za
mówienia z pełnymi ustami i opluwanie Pepe buraczkami, ale także
za umiejętność powiedzenia koczkodan o Kiki nawet gdy jej już nie
ma i za to, że: „żaden srajdek z pistoletem nie jest ważniejszy
od tej tarty!” ( tak samo powiedziałabym o miętowej czekoladzie!)
Dobrze było mi
spotkać już znajome postacie – Betty i Krzysztofa, oni się nie
zmienili, są tak samo otwarci i bezpośredni jak w „Morderstwie na
Korfu” i poprawiają mi nastój hurtem, wystarczy, żeby zaczęli
ze sobą rozmawiać.
Nie wiem jak robi to
Alek, ale on nawet oczywiste brednie potrafi podać jak piękny
deser. Pomyślcie o monologu Marielli. Można by rzygać tęczą,
prawda? Istny bełkot nawiedzonej, niezaspokojonej wariatki. Założę
się, że to nie było łatwe, dla autora, ułożyć taki zestaw
kwiatków i sklecić z tego ten wianuszek. Jak myślicie? Czy autor
odchorował tę pracę bólem przepony za śmiechu? Daje słowo, jak
bym tak chyba nie umiała. Ile to trzeba mieć empatii, żeby aż tak
wczuć się w postać nawiedzonej, roznamiętnionej i bredzącej
pisarki. Szacun wielki.
Czy ja polecam tę
książkę? Jasne! I każdy dobry psychiatra też wam ją poleci, i
pani magister w aptece, i burmistrz, i wiele innych osób. I wiecie
co? Ona jeszcze nie jest na receptę, więc korzystajcie, póki
można. „Prędzej Nergal zostanie wokalistą Arki Noego niż”
Alek Rogoziński napisze kiepską książkę.
Zuzanno, to jedna z dwóch najciekawszych recenzji, a propos pierwszą napisałaś również Ty, jakie ostatnio czytałam. Czytam Jak cię zabić, kochanie?, dlatego absolutnie zgadzam się z każdym słowem i po książkę, o której piszesz również sięgnę niezwłocznie, co trudne nie będzie, bo leży ona na mojej półce. Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuń