W białych adidaskach na oblodzonym chodniku , który tylko
przez sam środek posypano lekko piachem z solą, musiało być im zimno. Cóż, buty
do auta może i dobre, ale nie na śnieg i lód. Obaj kołysali się jak Wańki
–wstańki z palców na pięty, by po prostu ruszać się i nie narażać stóp na stały
dotyk lodu. Z rękami głęboko w
kieszeniach, podniesionymi ramionami i
szyjami schowanymi w nich z zimna wyglądali jak zmarznięte koguty. Gadali, bo co mieli robić, czekając.
- Ale mówię ci, to nie taka prościzna jak kiedyś, że jak cię
już zastrzelili, to koniec pieśni. Co to, to nie. Jak dostaniesz farbą, to
biegiem do proporca, tak ze dwa kilosy i jak się tam zameldujesz, to jesteś jak
czysty i grasz dalej. Nie ma: przebacz.
Zapieprzasz na pole bitwy i napierdalasz wrogów ile się da, żeby to twoja armia
wygrała. I tak cały dzień. Czasem biegliśmy do proporca po kilku z każdej drużyny
i co z tego? Honorowo ma być, nikt nie strzela do siebie tak od razu, komenda:
rozejść się i tyle, bo to by bez sensu było pod proporcem strzelać, gdy tam nasze chłopaki
wypruwają sobie żyły by zdobyć bastion.
- No. – Mruknął drugi tylko po to, by się odezwać. Jakoś nie
był zafascynowany tematem.
- Nie ma się co zastanawiać, stary. Kupuj buty taktyczne w
militarnym na allegro, jakiś dres, albo coś w panterkę i dawaj z nami,
zobaczysz jak się dorośli potrafią zabawić. Gdy skończyliśmy byłem taki
wypompowany, taki wydojony, że zapomnij o baletach, czy panienkach. Jak na
wojnie chłopie. Padasz na pysk i śpisz z wyczerpania. Mówię Ci. Wiesz co czuli
po całym dniu walki żołnierze. Zajebista sprawa. Czasem myślę potem, że
powinienem się zatrudnić w armii. Tylko, że kurwa wojny żadnej nie ma.
Drzwi klatki schodowej się otworzyły i wyszedł trzeci. Był w
klapkach. Pod pachą miał paczkę. Nerwowo
podał ją niedoszłemu żołnierzowi, który rozpromienił się i przywitał.
- Cześć szefie.
- No, cześć. Robimy
tak: ja zjem, ułożę włosy jak Martusia skończy i mi pożyczy suszarkę i z tobą. – Tu wskazał na milczka. – Jedziemy
na budowę, wewnątrz można podziałać, zrobimy kafelki na podłodze, może
skończymy szpachlowanie, pomyślę. Poczekaj tu na mnie. A ty – Wskazał na
amatora paintballa - Weź auto i jedziesz
mi reklamację załatwić do Gorzowa. Za dwie godziny masz być na budowie. Ślisko
jest, nie rozjeb mi wana.
- Co to za reklamacja szefie? - Dopytywał twardziel.
- Jedziesz do Awansu,
moja nowa suszarka do włosów spaliła
się dziś rano.
- Niedobrze. – Mruknął niemal żołnierz z troską w głosie.
Zachowywał się jak najlepsza przyjaciółka szefa. – Na gwarancji jest? – Uchylił pudełko, pod
dokumentami leżała słodka różowa suszarka w stylu Barbie.
- Wszystko jest. Tylko różowa ma być, Martusia tak kazała.
Musi pasować do glazury w łazience.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz