Wówczas Sara rzekła:
„Bóg zgotował mi
śmiech:
Każdy, kto o tym usłyszy,
będzie się ze mnie
śmiał”
Rodzaju 21:6
Pamiętnik
Księżniczki.
Dziś urodziłam syna. Na imię mu Śmiech. Radosny Śmiech. Niech
się ze mną wszyscy radują. To dziecko jest darem od mego Boga, spełnieniem
obietnicy złożonej przed rokiem. Wyraźnie pamiętam tamte prorocze słowa i ten dzień, gorący, jak zwykle w naszym
klimacie. Tylko pod drzewami Mamre rozkładał się cień dający odetchnąć.
Pan mój i brat mój, potomek Sema żyjący w dziesiątym
pokoleniu po Noem, wypatrzył wtedy z daleka nadchodzących gości i jako jeden z
niewielu przyjmował niezwykłych
posłańców. Zza zasłony namiotu spoglądałam ukradkiem jak mój mężczyzna,
podeszły już w latach daje upust swej niezwykłej gościnności. Ujął mnie i jak
sądzę także przybyłych, bo jego wysiłek był wielki.
Gdy tylko ujrzał tych trzech mężów, którzy do nas zmierzali,
od samego wejścia do namiotu zaczął kłaniać się im nisko, aż do ziemi prosząc
naszego Boga, by nie ominęli jego wiernego sługi. Nie zważał na ból starych pleców. Zaproponował,
by obmyto im nogi a sam zajął się poczęstunkiem.
Jak on wtedy wyglądał! Nie było w nim widać ani śladu jego
lat! Ponaglał mnie, jakbym była młódką i
migiem kazał zrobić wyborne okrągłe placki z najlepszej mąki, a ja postarałam
się bardzo. On sam pobiegł do stada, jakby był młodszy o połowę, wybrał
najpiękniejszego byczka i polecił, by sługa mu pomógł i przyrządził,
pospieszając go, by goście nie czekali zbyt długo. Rozpierała go energia. Jego
szata furkotała na wietrze. Działał. Wszystko chciał zrobić sam.
Później zaniósł świeże mleko i masło, wziął też byczka,
którego przyrządził i podał to czcigodnym przybyszom. Gdy jedli, nie usiadł. Stał,
jak sługa gotowy im usłużyć, choć jego czoło było mokre od potu, a odzież lepiła się do pleców. Pozwolił im ucztować w
spokoju, a gdy skończyli spytali o mnie.
Nie zdziwiłam się. Mimo lat wciąż słynę ze swojej urody. Chcieli wiedzieć gdzie
jestem. Odpowiedział, że w namiocie. Potem usłyszałam obietnicę, że gdy nas odwiedzą
za rok, będę miała syna.
Ależ mi się to wtedy wydało zabawne! Nic dziwnego, przecież
już nie miesiączkowałam, a i mój pan się zestarzał. Potem Stwórca zapytał mego męża, dlaczego się
śmiałam, przecież nie ma dla niego niczego niemożliwego. Tak bardzo się
wstydziłam tego śmiechu, że próbowałam się go wyprzeć, choć to nic nie dało.
Przecież on wszystko wie, to Bóg, a nasi gości byli jego aniołami…
Dziś minął rok, a ja urodziłam syna. Dałam mu na imię
Śmiech. Mam dziewięćdziesiąt jeden lat. Mój mąż ma ich sto jeden. Nasz Stwórca
nazwał mnie Sara.
(Według Pisma Świętego:
księga Rodzaju 17:15-17 i 19 oraz 18:1-15)
Coś zupełnie innego... Niemal poczułam ten upał i napięcie, kiedy w obejściu pojawili się trzej Aniołowie.
OdpowiedzUsuń