czwartek, 22 września 2016

sylwester

ale mam tremę...
niech będzie,
pierwsze opowiadanie, takie sprzed kilku lat, na jakiś konkurs pisałam,
będzie ckliwie i romantycznie...chyba


Sylwester

    Ten pomysł był naprawdę okropny. Był potworny, beznadziejny i jedyny, więc  jednak zgodziła się przyjść na Sylwestra do sporo młodszej kuzynki. Inaczej czekałby ją telewizor. Jak żartują w necie dostała przecież zaproszenie z jedynki, polsatu i czegoś tam jeszcze. Było gorzej niż myślała i to nie z powodu tego, że cały dom wypełniony był studentami. Raczej dlatego, że to taki trudny, cielęcy wiek. Banda pseudo artystów, znających się na "wszystkim" szczególnie po spożyciu i próbujących wyrwać przeraźliwie chude dupy na gadkę o sztuce, tekstami żywcem wyciągniętymi z internetowych forów. Żadnych własnych spostrzeżeń, oryginalnych opinii, taki wszechobecny jęk zachwytu nad puszką zupy Andy Warhola. Żenada. I jeszcze ten intensywny zapach spalonego popcornu. Okropieństwo, jak można spalić popcorn w mikrofali?
Czuła się kompletnie nie na miejscu i bardzo staro. Właśnie postanowiła dyskretnie się zmyć i jednak wypić szampana samotnie przed telewizorem, jeśli uda się go oczywiście odzyskać z lodówki, gdy w przedpokoju wpadła na gospodynię.
- Magdziu, ty się nigdzie nie szykuj, mam dla ciebie niespodziankę. Komuś bardzo zależało, by cię spotkać i z tobą pogadać i ten ktoś wkrótce tu będzie. -  Dziewczyna jęknęła.
- Anka, proszę tylko nie Eryk. Powiedz, że mnie nie wkręcasz.
- No co ty! W życiu. To nie jest żaden twój eks, ani żaden quasi chłopak. Nic więcej ci nie powiem. Idę na taras zapalić, idziesz ze mną?
- Jeśli nie będziesz na mnie dmuchać.
- Dobra. Tylko weź płaszcz, bo targa.
       Domówka toczyła się swoim rytmem a  z tarasu można było zajrzeć w wiele okien. Ktoś zachłannie rzucił się na sałatkę, ktoś inny poprosił o muzykę taneczną, w niewielkim pokoju organizowano konkursy i zabawy, na kanapie jakiś młody stroił gitarę cytując panience z pamięci obszerne fragmenty książki Kydryńskiego o Lizbonie tak, jakby to był jego własny zachwyt nad muzyką.
    Magda nawet nie zastanawiała się kogo mogłaby spotkać. Od czasu do czasu nerwowo obciągała krótką koszulkę, sylwestrową, ale nie w jej stylu. Wtedy owiewał ją zimny wiatr i otulała się płaszczem. Anka coś tam paplała o udanej imprezie, w końcu zdecydowały się wracać do domu mijając się w drzwiach z kolejnymi amatorami raka płuc.
    Wewnątrz, tuż przy drzwiach, wysoko, bo na czyichś kolanach, siedziała drobniutka blondynka. Musiała zmarznąć, bo rozcierała dłonie. Zza niej dobiegł nagle bardzo znajomy głos:
- O! Podła kłamca! Jesteś, jak miło! Witaj!  - Gdy rozpoznała głos, natychmiast się odgryzła:
- No no! Znów mamy kłopot z polską gramatyką! Witamy skarżypytę!
- Ale, że co? - Zreflektowała się blondi – Aaa – Dziewucha rozdziawiła się tak, że pokazała migdałki - To z nią się chciałeś spotkać, żeby tak w Nowy Rok sobie po nawciskać? - Nim zdążył odpowiedzieć zadzwonił jej telefon. Ogólnie znienawidzona melodyjka:  "Ona tańczy dla mnie " wywołała złośliwy uśmieszek na kilku twarzach. Dziewczyna przeprosiła i wyszła do kuchni odebrać.
- Jakieś wyjaśnienia? - Anka była rozbawiona, chłopak wstał, podał Magdzie rękę a gdy ją chwyciła pociągnął ją lekko tak, że mógł ucałować ją w policzki. Zarumieniła się, kompletnie nie wiedząc dlaczego. Zrobiło się jej niezręcznie.
- Rafał, on... Naskarżył na mnie w podstawówce, bo powiedziałam, że baba od muzyki drze ryja i przez niego trafiłam do dyrektora na dywanik. - Wyjaśniła słodko się uśmiechając.
- A Magdalena się odgryzła, kłamczucha, sycząc, żebym nie był taki święty, bo sam mówiłem, że na AWF- ie studiują tylko matoły. Nasz dyrektor był wuefistą. Miałem przesrane do końca podstawówki. Uwierzyli jej, bo powiedziała to do mnie, gdy już wychodziliśmy, tylko, że baaardzo głośnym, teatralnym szeptem. Dyro od razu mnie wrócił.
Oboje uśmiechali się do siebie. Całe dzieciństwo działali sobie na nerwy, a tu taka miła odmiana. Magda była zaskoczona serdecznością tego spotkania.
- Wódki? - Spytał – Mamy do pogadania.
- Nie piję wódki. - Rzuciła za szybko. Nie uwierzył jej.
- Jaboli nie ma, sorry. Nie te czasy.  - Wyraźnie się z niej nabijał.
- Ich też już nie piję. Wezmę piwo. Nie krzyw się. No co?
- Nic.  - Wzruszył ramionami. Wziął ze stołu dwie butelki wiśniowego lubuskiego - Wiesz, łatwiej się gada po głębszym.
- Ale to ty chcesz gadać, prawda? - Lekko uniosła brwi.
- No, a ty co?  - Uśmiechał się niemal bez przerwy. - Dalej mnie nienawidzisz? - Powiedział to tak lekko, jakby to był naprawdę dobry żart.
- Nie. Nie myślę o tobie wcale. To w sumie takie łatwe i proste.
- Weź to piwo i chodź.  - Podał jej butelkę.  - Ania!  - Dziewczyna podeszła bez słowa – Zrób coś, by te ciołki zajęły się moją Basią, żeby się dobrze bawiła, zależy mi. - Gospodyni oczarowana uśmiechem zatańczyłaby dla niego na rurze, gdyby o to poprosił, ba, gdyby tylko o tym wspomniał. Pewnie nie ona jedna. Wszyscy mieli już trochę w czubie w końcu to Sylwester.
- Zrobi się.
Magda nie wytrzymała. Poczekała tylko, aż tamta zniknie za drzwiami.
- Baby lepią się do ciebie jak zawsze. No i masz discopolową laskę. Boże! A ja miałam cię za mądrego człowieka – Zaczęła nerwowo chichiotać.
- A co, jeśli to moja oficjalna narzeczona? Może mnie ranisz, bo właśnie się zaręczyłem? - Spytał z poważnym wyrazem twarzy i nie mogła domyślić się, czy to blef, czy nie.
- Jak to, co? - Celowo pominęła drugie pytanie - To znaczy, że gdy ona dzwoni, w twojej komórce słychać "moja mała blondyneczko", co jeszcze? Hmmm, wiem, skończyłeś AWF i jesteś kompletnym matołem, w domu nosisz łańcuch na klacie a na gwiazdkę kupiłeś jej gigantycznego, białego misia, czyż nie?
- No no, - Pochwalił - Da się dziś z tobą pogadać! Dużo już wypiłaś, czy masz ostre zapalenie szczerości? - Uśmiechał się i nie przestawał, wkurzało ją to i intrygowało. Z jakiegoś powodu był w doskonałym nastroju.
- Trafna diagnoza, doktorze. - Potwierdziła rozglądając się za otwieraczem. W końcu wypatrzyła go w szufladzie ze sztućcami. 
- Bądź miła, co? - Jej butelka psytnęła w geście poddania, położyła otwieracz na stole w połowie drogi pomiędzy sobą a nim, napiła się i odpowiedziała.
- Dlaczego? Przecież nie wiem co mnie czeka. No, - zachęciła go lekko odrzucając głowę i wysuwając podbródek.  - Dalej, mów czego chcesz?
-Pogadajmy.  - Położył dłonie na stole. - Niedawno odwiedziłem rodziców i wiesz, mama mnie spytała, dlaczego my się tak właściwie nienawidzimy, a ja jej powiedziałem prawdę. Obiecałem rodzicom, że to sobie wyjaśnimy. Dlatego rozmawiamy.
- To dlaczego mnie nienawidzisz? - Nawet nie patrzyła na niego. Wlepiła wzrok w etykietę butelki. Wiśniowe piwo było przepyszne. Nawet przeszło jej przez myśl, by go pochwalić za wybór, ale wolała się nie wychylać.
- Nie czuję niczego takiego.  - Powiedział spokojnie i niegłośno. - A ty? - Nabrała powietrza, zastanawiała się, na ile szczerości może sobie dziś pozwolić.
- Nigdy nie dałeś mi  powodu do prawdziwej nienawiści.
- To dlaczego zawsze jesteśmy dla siebie tacy okropni? Kiedyś byliśmy nierozłączni. W zerówce obiecałaś wyjść za mnie, a w pierwszej klasie złamałaś mi serce. Byłaś podła. Dlaczego? - Niby żartował, ale chyba jednak oczekiwał szczerej odpowiedzi. Przez chwilę poczuła się tamtą małą zagubioną dziewczynką.
- Myślałeś, że tak będzie zawsze? Dwoje dzieci z tej samej wioski, razem za rączkę chodzące do autobusu i siedzące w tej samej ławce... myślałeś, że to się nie skończy?
- Wtedy tak właśnie myślałem, a ty?
- Dziewczyny się ze mnie śmiały, że mam męża. Byłam w pierwszej klasie. Miałam siedem lat. Nie chciałam, żeby się nabijały ze mnie. Potrzebowałam ich akceptacji. Z ciężkim sercem, ale musiałam cię rzucić. No i rodzice, oni ciągle pytali , co u mojego chłopaka. Wściekałam się, żałowałam naszej przyjaźni, ale te żarty mnie upokarzały, nie znosiłam ich. A ty, czemu byłeś taki wściekły?
- Przez porównywanie. Znielubiłem cię przez rodziców: ojciec mówił: pięć minus? A Magdzia co? Pewnie pięć?". Magdzia nie dostawała uwag za bieganie po korytarzu, Magdzia nie zapominała worka z kapciami i tak bez końca. Moje siedmioletnie serce zagoiło się szybko, ale byłaś wzorem do porównań, dlatego nie chciałem cię znać. To przez nas w klasie był mur berliński.
- No. Zimna wojna. Tyle lat dziewczyny kontra chłopcy. Nigdzie nie było takiej rywalizacji jak w naszej klasie. A potem nas pomieszali.
- Myślałem, że już mam cię z głowy, ale wtedy zaczęliśmy dorastać, a ty byłaś najpiękniejsza w szkole i nie znosiłem cię za to, że nie chciałaś mnie wtedy znać.
- No, bez przesady. Czego ci jeszcze brakowało, ferrari? - Westchnęła - To do ciebie ustawiała się kolejka już w czwartej klasie. Taki popularny, taki przystojny, same achy i ochy. - Kpiła niemiłosiernie.
- Ale one nie były tobą.
- Więc to tak! Już rozumiem. To dlatego na mnie naskarżyłeś?
- Zaczynasz coś jarzyć. Właśnie tak było. Wszystko bym zrobił, żebyś zwróciła na mnie uwagę – Miał taką żałosną minę smutnego psa Pluto z bajki.
- Świetny pomysł. Gratuluję. - Uśmiechnęła się pod nosem. Rozmowa o dzieciństwie rozluźniała ją i była coraz to bardziej przyjemna.
- Tak, genialny plan jak na czwartoklasistę. Ale się nie udało. Wrobiłaś mnie na cacy.
- A jaka byłam z siebie dumna, - Westchnęła i uśmiechnęła się od ucha do ucha - Kapusiowi należała się kara. Długa i uciążliwa.
- Bez serca! Byłaś bez serca! Cały tydzień nie miałem dziewczyny. W czwartej klasie. Taki wstyd. Luka w życiorysie. Byłem w ciężkim szoku. Tylko ty mogłaś mnie tak urządzić.
- No. Przyznaję się, byłam zołzą, a teraz przynieś mi proszę jeszcze jedno takie dobre piwo, jest po prostu wyjątkowe.
- Szybka jesteś, drobna pijaczko.  - Zażartował - Chodźmy usiąść do kuchni, bufet bliżej i będę widział twoją twarz, gdy do ciebie mówię.
- Coś nie interesujesz się swoją discopanną, gdzie ona? - Rozglądała się po drodze.
- Bo ja wiem? Gdzieś tu hula. Młoda jest i studiuje na AWF- ie, he he. Tylko żadnych żartów o AWF- ie, zrozumiano? Dziś ci, co kończą ten kierunek zostają prywatnymi trenerami fitness i robią kasę, zamiast uczyć bachory rzucać piłką, dziwnie zwaną lekarską.
- Yes, sir! Podaj butelkę, co?
    Usiedli naprzeciw siebie przy maleńkim stoliku. Nogi im się nie mieściły pod stołem, więc Magda usiadła bokiem i założyła nogę na nogę. Błyszczące czarne rajstopy wystawały razem z kolanami ze skórzanych kozaczków. Nie dało się schować ich pod spódniczką, bo była za krótka. Chłopak tym razem zrobił sobie drinka.
- To dlaczego byłaś bez serca, Magdaleno? Tłumacz się.
- Powód był ten sam, ja też wysłuchiwałam porównań: Rafałek tak świetnie gra w piłkę, Rafałek nie chce zwolnienia z wuefu, Rafałek chodzi na kółko z fizyki z astronomią i jeszcze gra na perkusji. No i wiesz, my, baby jak chcemy być traktowane równo, to musimy być lepsze od was nawet, gdy to znaczy, że musimy być gorsze.
- To akurat rozumiem. Moja szefowa klnie jak żaden z nas. Mówimy o niej, że ma największe jaja w robocie.
- A na zakończenie ósmych klas, kto był bez serca, ja czy ty?
- Ale, że co? - Udawał, że nie pamięta lub nie wie, o co jej chodzi, by zmusić ją, bo skonkretyzowania  pytania.
- Ogłosiłeś, że zatańczysz z każdą dziewczyną i obtańczyłeś wszystkie po kolei, i jeszcze każdej powiedziałeś coś miłego. Prawdziwy gentelman. Myślałam, że mnie nigdy nie poprosisz!
- Wszyscy tak myśleli. Chłopaki to się nawet zakładali. Bałem się, że mi odmówisz.
- I co, było strasznie?  - Zrobiła minę niewiniątka.
- Wiesz jak było, nie śmiej się.
- Byłam wściekła, że tak mnie potraktowałeś, a to był ostatni kawałek tego wieczoru.
- I to dlatego przywarłaś do mnie tak ciasno? I ruszałaś się tak zmysłowo? Fajnie było, co?
- Taak, to było niesamowite mieć nad tobą taką... przewagę, może nawet władzę. Chyba jeszcze nie rozumiałam tego tak do końca ale musisz wiedzieć, że cieszyłam się głównie z tego tańca. Czułam się dobrze w twoich ramionach. Ładnie pachniałeś, pamiętam.
- Było mi bosko i nie chciałem, żeby to się skończyło.
- Gapili się, wszyscy. Czekałam, aż powiesz mi coś miłego.
- Ledwo nad sobą panowałem i wtedy bal się skończył, musiałem od ciebie uciec i się pozbierać. Marzyłem o tobie i chciałem cię udusić. To było dla mnie straszne. Tyle przeciwstawnych emocji. Nie znosiłem cię ale pragnąłem jak wariat.
- Ja też. – Powiedziała bardzo cicho, podniósł brwi, zdziwił się, że to usłyszał. - Byłam zawiedziona, tym, że się nie odezwałeś. - Zamilkli na chwilę.
- Piękne wspomnienie, prawda? Podstawówka. Cudowny czas.
- Miałeś takie miękkie loczki do ramion.  - Roześmiała  się serdecznie  - Były boskie, wszystkie panny leciały na blond anioła. - Próbowała go wykpić, ale przyjął komplement na klatę.
- Wiem, korzystałem z tego przez całą średnią szkołę. - Miał minę zadowolonego łobuza i pomyślała, że to naprawdę urocze.
- Pamiętam. Mój internat stał naprzeciw twojego. Nie zapomina się takich akcji po oknami. Czwarta rano a tu albo krzyki: Rafał, kocham cię, albo dla odmiany gołe cycki.
- Phi, też mi zarzut. Ja nie krzyczałem i to nie był mój biust. Ciebie też dobrze było widać, gdy wychylałaś kolejne jabole w alejce koło śmietników, drobna pijaczko. Byłaś taka zbuntowana, że aż mnie to przerażało. Bałem się, że źle skończysz.
- To twoja wina. Byłeś takim amantem, że nie mogłam nie zwracać na siebie twojej uwagi. Marzyło mi się "Poskromienie złośnicy". Ale raczej nie miałeś na to ochoty.
- Raczej odwagi. Bałem się nawet spróbować. Miałem duży wybór łatwych celów. No i włosy, które obciąłem dopiero na studiach, bo dość miałem uchodzenia za anioła, jak to nazwałaś. O tobie mogłem śnić. To były piękne sny, i wiesz co, wciąż je miewam.
- No tak... Nie byłeś aniołem, byłam na waszym koncercie, graliście covery, śpiewałeś. Miałeś 'nie pokochać dziewczyny która słucha disco polo'. - Wzruszył ramionami - Nadal bębnisz?
- Gram na perkusji a nie bębnię. - Zaprotestował - Czasami, właściwie coraz rzadziej, zwykle brakuje mi czasu. Widziałem cię na koncercie i pamiętam, kto się ciebie wtedy nie bał, ani tej twojej wściekłości i agresji, panno awanturo.
- A! Ten z twojego pietra w internacie, taki wielki. Jego też pamiętam.
- Miałem wtedy nadzieję, że będzie bez szans.
- A ja, że za dużo ci opowie i jeszcze nazmyśla.
- Postawiłem mu piwo. Był wściekły. Powiedział, że nie lubi cnotek, bo są podpuszczalskie i uciekają jak przychodzi co do czego.
- Cholera, serio nawet nie próbował kłamać?  - Zdziwiła się - Ale leszcz! Orzygałam mu buty. Dlatego się wściekł. Białe adidaski a tu taki spaw, czerwony jabol, mówię ci ohyda.
- Fuj. Ble. To dlatego chciał sprzedać nowe buty. - Śmiali się oboje. -  Wiesz, Magda nikt nie umie kłamać tak jak ty, koncertowo i bez mrugnięcia okiem. Ile już razy dziś nazmyślałaś?
- Jeszcze nie zaczęłam. – Puściła oko – Póki co snuję bezpieczne wspomnienia. - Sięgnęła po kolejną butelkę, tym razem wzięła słabiutkie damskie piwko. Może ze dwa procent.
- Założę się, że łżesz. - Podpuszczał ją.
- Nie ze mną. Nie zakładam się, gdy przeciwnik nie ma szans. Honorowa jestem. To twoja sprawa, co myślisz. Lubię cię, wiesz?
- A to już ewidentne kłamstwo. - Rzucił i dokończył drinka. Stał tyłem i wkładał szklankę do zlewu.
- Chciałabym wyjść stąd dziś z tobą i zabrać cię do siebie. - Liczyła na element szoku, ale nic takiego się nie stało.
- Wiem. - Wyjął jej z dłoni piwo i otworzył je. Z zastanowieniem spojrzał na markę. Nie miała w planie więcej alkoholu. Zdziwiło go to.
- Jak to: wiesz?- Niby uśmiechnięta a jednak z niedowierzaniem czekała na odpowiedź.
- Nie wiem jak, ale wiem. Wiem co czujesz. To proste. Nie będę ci przeszkadzał w realizacji planów. Ale ci nie pomogę.
- Aha. W takim razie pokażę ci jak się kłamie zawodowo i odsyła do domu urocze, discopolowe blondaski.
- Czyżbyś została rasistką? Masz coś do blondynek?
- Tych z AWF- u? Jasne!
- A ty, co skończyłaś? - Udawał, że nie wie a ona chętnie podjęła grę.
- Co byś powiedział na polonistykę?
- Frajerka. Praca za grosze w wiejskiej podstawówce. Taka Ania z Zielonego Wzgórza. Albo pani smutna bibliotekarka w szkolnej wypożyczalni.
- A na resocjalizację? - Drążyła.
- Matka Teresa od naiwnych. I "mission impossible", a co naprawdę zrobiłaś? Czym się zajmujesz?
- Tłumacz przysięgły języka francuskiego, do usług – Wykonała dłonią szeroki gest zdejmowania kapelusza. Jak muszkieterowie.
- Brzmi imponująco, erotycznie i zachęcająco. Jesteś dobra?
- Bardzo dobra, jestem najlepsza ze swojej paczki.  - Westchnęła - Oni są teraz w Sewilli, ja musiałam zostać. Zgubiłam dowód, a nigdy nie miałam paszportu. A ty, czym się zajmujesz? Prawem, architekturą?
- Mechaniką.
- Łał. Też nieźle. Lubisz to?
- Bardzo.
- Słuchaj Rafał, chciałabym potańczyć, złożyć ci życzenia i zabrać do siebie.  Nie wyjdziemy stąd przed północą, to w końcu Nowy Rok. Utknęlibyśmy  w korkach. Mój plan ma dwie fazy, pierwsza to zatańcz z Blondi albo co  i przyprowadź ją za chwilę, bo muszę ją od ciebie odkleić. Potem możemy się poprzytulać, jak wtedy, gdy zdarzyło się to pierwszy i jak dotąd ostatni raz, w tańcu. Zamówię taryfę na godzinę diabła, albo lepiej kwadrans przed.
- Pytanie: czy ja tego chcę? - odparował, a to bardzo ją zdziwiło.
- Nie zawahasz się. Na nie odpowiedziałeś sobie, zanim zaplanowałeś to spotkanie, prawda? Zastanów się,  po co tu przyszedłeś?
- Rzut za trzy punkty, logiczna panno. – Wstał i poszedł poszukać dziewczyny.
          Magda wskoczyła do kibelka, poprawiła makijaż i umyła ręce. Wróciła do kuchni. Wlała sobie letniej kawy z ekspresu. Cukier nie chciał się rozpuścić. Zamówiła taksówkę na 2:45. Dopijała gęsty cukier z dna kubka, gdy weszli. Uśmiechnęła się słodko.
- Fajnego masz kuzyna Basiu, mnie cioteczni bracia nigdy nigdzie nie zabierali.
- Rafcio nie jest moim kuzynem, to mój chłopak. - Wyjaśniła młoda zawieszając się na nim.
Magda zrobiła wielkie oczy, otworzyła usta i zamrugała intensywnie. Głośno odstawiła kubek do zlewu i z sykiem zwróciła się do chłopaka.
- Rozumiem. Wszystko rozumiem. Tylko, po co ta szopka?  "Przyjdę z kuzynką to pogadamy" – Parodiowała jego ton głosu. - Nie musiałeś kłamać. Następnym razem wysokość alimentów będziesz ustalał na sali sądowej z moim adwokatem. - Chłopak roześmiał się głośno. Był gotów na przedstawienie, ale tego się nie spodziewał. Basia raczej też nie. - Nie powiedział ci o Bolku i Lolku? Prawda?Wstydził się?
- Powiedział. - Dziewczyna potaknęła całą sobą – Słyszałam o nich, wiem, to jamniki jego mamy.
- Jego mama ma pekińczyki i nazywają się Bonie i Clyde. - Mówiła coraz wolniej. -  Bolesław i Karol to nasi synowie. Bliźnięta. Pojutrze kończą trzy lata. - Cedziła słowa, mówiła bez emocji patrząc na Rafała, nie na rozmówczynię.
- Basiu, to nie tak.  - Głośno nabrał powietrza - Mówiłem ci, to podła kłamca jest. Łże jak najęta. - Ale dziewczyna nie słuchała, położyła dłonie na uszach.
- Nie dzwoń, zapakuję twoje rzeczy i wyślę do twojego mieszkania. Będę udawać, że przyszłam tu sama i nadal świetnie się bawić jak do tej pory. Zaraz zmienię sobie status na fejsie na "wolna" i zapomnę, że cię znałam, draniu. - Odwróciła się i wyszła ocierając rękawem kącik oka.
    Magda wzięła chłopaka za rękę i poszli do pokoju w którym ktoś puszczał smętne, wolne kawałki. Nie pamiętała, kiedy ostatnio było jej tak dobrze, bezpiecznie i szczęśliwie. Zapowiadał się cudowny rok.
    O północy z namaszczeniem celebrowali swój pierwszy pocałunek tak inny od tych z zerówki, gdy całowali się: "jak duzi" przyciskając do siebie usta i kręcąc głowami. Oboje śmiali się radośnie z tego wspomnienia.
    Później zadzwonili do rodziców, by złożyć im życzenia. Rafał powiedział ojcu, że dał mu najlepszą ze wszystkich dobrych rad na świecie i szczerze mu za nią podziękował. Opowiadali o tym, że chcą spróbować być razem. Potem, zmęczeni już tylko tulili się i czekali na taksówkę. Trochę się spóźniała. Dyspozytorka zadzwoniła do Magdy, że będzie dopiero na za pięć trzecia, i była. Poszli do przedpokoju włożyć płaszcze. Auto już czekało. Dziewczyna wtuliła  się w niego i podała kierowcy swój adres. Rafał głaskał jej włosy.
- Jesteś najlepsza – Wyszeptał jej w okolice ucha – To ci miałem powiedzieć, gdy miałem czternaście lat, że dla mnie jesteś najlepsza. I nie martw się Basią, była podstawiona, to naprawdę moja kuzynka. Ja też potrafię być kłamcą, jeśli mi bardzo zależy, przeżyjesz, co?
- Yhm. - Wymruczała.
- My jakoś nie możemy do niczego dojść normalnie, prawda? Zawsze mamy pod górkę. Wiesz, jak musiałem się nakombinować, by cię spotkać? Nie uwierzysz jak ci opowiem.
- Opowiesz mi jutro. Jesteś najlepszy dla mnie.
- Przecież wiem.
- A jeśli kłamię?
 -Nie kłamiesz, mi nigdy nie kłamiesz. - Roześmiał się i udając damski głos zapytał:
- Jak spędziłaś sylwestra, kochana?
- Kłóciłam się z facetem mojego życia, a potem zwialiśmy z imprezy przed trzecią i pojechaliśmy do mnie.
 -Kochać się? - Nadal mówił falsetem.
- Niedyskretne pytanie. "Daj to po ślubie, jak cię polubię". - Odparowała.
- Poczekam. - Pocałował jej włosy i objął ją ramieniem. - Nawet gdybym miał od tego zwariować.
- Dureń. - Nastawiła do pocałunku usta ale nim do niej przywarł wyszeptała. - Brakowało mi ciebie przez całe moje  życie.
    Mocno chwycili się za ręce. Oślepiło ich boczne światło. Było za blisko. Imprezowy autobus wpadł w poślizg i uderzył mocno w tył taksówki. Zmiażdżył ich. Zegarek na jej ręce zatrzymał się o trzeciej.
Zidentyfikowano ich szybko na podstawie dowodów, które miał w portfelu. Oba. To on zadbał, by nie pojechała do Sewilli.
    Po Nowym Roku rodzice odbierali ich szczątki z kostnicy. Patolog powiedziała cicho:
- Strażacy nie mogli wyjąć ich z auta pojedynczo. Kochali się tak bardzo, że do końca trzymali się za ręce.

Witam.


Witam wszystkich na nowo narodzonym ( w nerwach i  bólach) blogu.
Ci, których dręczyłam prośbami o pomoc wiedzą, że ta dla mnie ani łatwe ani proste.
Będę tu pisała dla Was, żebyśmy poznali się lepiej.

Z opowiadaniami jest tak, że prędzej czy później zamieniają się w coś więcej, na przykład w rozdział w książce, prolog, szkic czegoś większego...
Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Póki co skromnie zapraszam. 
 Miałam mieć taki piękny baner...
z okładką mojej debiutanckiej powieści a nawet ze zdjęciem, ale nie wygląda już tak ładnie gdy się na niego nałoży cała reszta literek i obrazków, więc póki co zostaje mokry, złoty bruk.
Obiecuję, że jak się nauczę, to poprawię. Teraz jeszcze muszę wymyślić, co Wam podrzucić do czytania...
Więc myślę...