niedziela, 16 września 2018

"Matka cię zabije - cały rozdział


* * *
Po obiedzie poszli, na huśtawki i na spacer. Porównywał to, co pamiętał ze spędzonego tu dzieciństwa ze stanem obecnym. Piękny ryneczek, ozdobiony fontanną, odnowione kamienice, wbudowane w architekturę miasteczka nowe budynki w centrum. Nagle przestało wydawać mu się takie samo jak każde inne. Było to zadbane miejsce z kwiatkami na klombach i wieloma pięknymi parkami. Jolka żałowała, że trawa w parku za Strażą Pożarną już nie wydawała się już niebieska od kobierców wiosennych kwiatów. Opowiadała, jak na początku kwietnia cały trawnik ginie po błękitem cebulic, potem niebieski kolor znika i zastępuje go intensywna żółć a na końcu już w maju w wysokiej trawie jak połacie srebra błyszczą kępy niezapominajek. Opowiadała jak wkrótce po skoszeniu trawy w czerwcu zakwitają tu lipy i cały park napełnia się słodkim i ciężkim zapachem lata i jak lubią tu z synem jesienią podrzucać do góry suche kolorowe liście i brodzić w nich i szeleścić. Mirek uczył się dziecka. Łapał chłopca zjeżdżającego ze ślizgawki na małym pięknym placu zabaw umiejscowionym w bezpiecznym parku. Trzymał w dłoni małą rączkę, karmił kaczki pływające po Postomii, rzeczce, wzdłuż której wiła się piękna promenada, uśmiechał się biegał, udawał, że pakuje na siłowni pod chmurką, świetnie się bawił. Przeżywał cudowne emocje i nawet zupełnie zapomniał o kacu. Pozwolił zrobić sobie milion zdjęć, których nie znosił. Kupował lody, śpiewał, żył. Radość wypełniała mu serce. Nigdy nie był tak szczęśliwy i skołowany jednocześnie. Czuł, jakby miał jakieś inne życie. Gdy kładł synka spać i dostał całusa na dobranoc wiedział już, że to dotychczasowe legło w gruzach cicho i bez niepotrzebnych ruin, że musi wszystko wybudować od nowa i tego właśnie chce. Miał potrzebę zmian i wiedział, że trzeba ich dokonać, nie wiedział jeszcze jak, ale był przekonany, że były mu potrzebne. I cieszył się, że lubi to miasteczko.
Wieczorem długo czekał. Oparł twarz o dłonie. Wciąż się krzątała, szykowała małemu ubranie na rano do przedszkola, pastowała buciki, nastawiała wodę a on tracił cierpliwość obracając w dłoniach pusty kubek po herbacie, przecież musiał z nią już pomówić. W końcu, jak on przed laty, postawiła na stole talerz kanapek na zakąskę, dwa kieliszki i butelkę wódki.
- Tylko nie próbuj zrzucić wszystkiego na alkohol – zażartował i wymienili nieśmiałe uśmiechy. Polała i usiadła.
- Twoje zdrowie – podniosła do góry kieliszek, patrzył jak się krzywi.
- I twoje - opróżnił kieliszek a ona od razu nalała po drugim – nie pędź tak, mamy całą noc na gadanie. Dość tej wymiany uprzejmości. I staraj się mówić składnie, to może cię nie zabiję do rana. Nawet nie wiesz, nie umiesz sobie wyobrazić tego, jak ja cię teraz nienawidzę - patrzył jej prosto w twarz - i w pełni odpowiadam za to co mówię. Nienawidzę cię, ale urodziłaś mi synka. I to jest cud. A teraz ja się zamykam, a ty gadasz, Jolka, składnie i od początku, jak na spowiedzi. No nawijaj, mała.
- Twoja matka będzie tu jutro.
- Powiedz mi coś nowego. Też mi rewelacja, jakbym się nie domyślił. W sumie, nie sądziłem, że aż tyle wytrzyma. Wyłączyłem komórkę i zostawiłem w schowku w aucie a ona i Synek wariują z ciekawości, którą nazywają niepokojem.
- Synek?
- No. Matka od dziecka woła na niego Synek, a na mnie Synuś, gdy jest wściekła. Ale nie o niej gadamy. Do rzeczy Jolka.
- Julka.
- Co?
- Nikt prócz was nie mówi mi Jolka. Ojciec wołał Julka i tak zostało, zmieniłam sobie po osiemnastce. Jula, nie Jola.
- Wybacz, mała. Widzę cię drugi raz na oczy, mogłem się przecież pomylić, nie? - drwił z niej – Gadaj. No, do rzeczy, bo cię moja matka przesłucha, a ona nie ma poczucia humoru. Od rana podejrzewa, że jest babcią i zapewne jest sfrustrowana, bo nie wie, co wypada kupić w prezencie czterolatkowi, a to dopiero jest dylemat!
- Ty się tym bawisz? Śmieszy cię to?
- Mam płakać? Płakałem. Teraz się cieszę. Zrób coś, żebym cię nie nienawidził, co?
- Mirek, ja… przepraszam –jakoś nie uwierzył w jej skruchę.
- Powiedziałem, od początku.
- Dobrze – wlała w siebie kolejną kolejkę – już dobrze. – zawiesiła się jeszcze na chwilę a potem wolno zaczęła opowiadać. - Gdy moja matka wychodziła za ojca była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Zawsze kupował u niej bułki, wiesz? Co rano od lat. Tak jakoś wyszło. Bardzo się kochali. On był najlepszym ojcem na świecie. A nie było łatwo. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem, taką wystraszoną dziewczynką, a on dał mi nazwisko, siłę i charakter. – oparła łokcie na stole i patrzyła na niego mówiąc. - Nie wiedział, jak się zająć dziewczynką, ale i tak robił co mógł. Gdy nie miał roboty, albo po godzinach remontowaliśmy stary motor. Naszą Peny. To był czad, nagle pokochałam stare motocykle. Potem uczył mnie jeździć po okolicznych wybojach. Gdyby nie on, nigdy nie wyszłabym z cienia. Przychodziłam do szkoły ze smarem za paznokciami, więc chłopcy zawsze mieli dla mnie respekt. Byłam mechanikiem. Oni jeździli rowerami, ja sama ciężką Panionią TL po wąwozach, leśnych ścieżkach rowerowych w lasach i dookoła jeziora. Pamiętasz ile tu możliwości, nie? Teraz młodzi szaleją na quadach, ale to było przecież dawno temu. Miałam jakieś piętnaście lat i pasję, a to pomaga nie być zbuntowaną nastolatką. Nie miałam wielu przyjaciół. Za to miałam świetnych starych.
Matka, wiesz… ona nie mogła mieć więcej dzieci, on wiedział. Trochę żałował, że nie będzie miał syna, ale nigdy jej nie ubliżył, nie odezwał się źle, nie skrytykował, ani nie chodził na boki. Bardzo ją kochał i wtedy ona umarła. Polej, co? To był bardzo rozległy udar mózgu, trup na miejscu. Zostaliśmy we dwoje i wtedy on zaczął się zamartwiać, głównie o mnie, o moja przyszłość. – Mirek sięgnął po butelkę i nalał do kieliszków kolejkę - Wiedzieliśmy oboje, że ekonomik to kanał, ale nie miałam pojęcia, co chcę robić. Wiesz, ogólniak to taki sam fatalny wybór, po nim to w ogóle nie masz nic, bez wykształcenia i zawodu, takie tam... Wtedy ojciec zadecydował, że trzeba wyremontować dom. Nie wiem, skąd miał na to kasę i siły. Na strychu zrobiliśmy osobne mieszkanie. Na wynajem. W razie czego, żebym miała z czego żyć. Zawsze o wszystko dbał. Zaraz po siedemnastych urodzinach kazał mi zrobić prawko. Wypiliśmy nawet po dwa piwa, jak nigdy. Dostałam Panonię, moją Peny wtedy już na papierze na własność. Uwielbiam ją, choć czasem nie mam już siły przy niej grzebać, a oryginalne części są takie drogie.
Któregoś dnia poszłam zanieść mu obiad do warsztatu i znalazłam go zimnego, na podłodze. Nie zjadł nawet śniadania. Poczułam wtedy, że jestem sama. Zupełnie sama na świecie. Że nikt mnie już nie kocha i nikogo nie obchodzę. I wtedy pojawiłeś się ty. A wraz z tobą myśl, że mój ojciec powinien mieć wnuka. Krew z krwi. Kogoś kto będzie mnie kochał, i kogo ja będę kochać inie będę taka … ostatecznie sama. Potrzebowałam tego dziecka, żeby żyć. Żeby nie chcieć umrzeć. Żeby walczyć. – opuściła głowę i po chwili znów na niego patrzyła - Czułeś się kiedyś zupełnie sam? Ja wtedy bardzo. Nie myślałam o tobie ani przez chwilę, liczyłam się tylko ja. Najpierw nie miałam odwagi, wódka pomogła. Wiedziałam, że to pierwsza i ostatnia próba, że nazajutrz wyjedziesz. Potem martwiłam się, że się obudzisz, że jestem niezgrabna, wstaniesz i będziesz chciał się zabezpieczyć. – wypiła wódkę a on zaraz po niej.
- Hehe. Ty też zabierasz ze sobą gumki, gdy jedziesz na pogrzeb? Nadal chcę cię zatłuc, najchętniej wałkiem do ciasta. Polej. Jutro będziesz zdychać, zobaczysz – ostrzegał - Stryjek to był fajny gość, pamiętam… Jeździł motorem jak szatan. Matka zawsze mówiła, że nas pozabija. Nasz ojciec miał wypadek na motorze, śmiertelny wypadek. A on, luz. Wiesz, kiedyś z Markiem rozwaliliśmy mu motocykl. Spadł nam ze skarpy, wy tu mówicie wpadł do wąwozu, no w każdym razie trudno go było wytaskać. Ze dwie godziny go targaliśmy. Byliśmy wykończeni jakbyśmy wleźli na Himalaje. Wiesz co stryj wtedy powiedział? Powiedział: "Boże, tylko nie mówcie matce! Matka mnie zabije!", i tak zostało, że jak coś - to matka cię zabije. Lubiłem to wygwizdowo, gdzie mieszkał.
- Ja też, ale kupił mamie dom i pokochałam go. Mam gdzie mieszkać, mam dochód z mieszkania i warsztat pracy na miejscu.
- Jesteś mechaniorem? Nie gadaj?
- Nie, skąd, nie będę facetom odbierać chleba – sięgnęła po kanapkę.
- To co robisz?
- A to zależy, kto pyta – uśmiechnęła się i dodała konspiracyjnie – wiesz, skarbówka i takie tam brednie. Jestem zdunem, po trosze, oficjalnie.
- Boże, a co to jest? – naprawdę nie miał pojęcia o czym ona mówi.
- Heh, chłopczyk z bloków, co? - zażartowała, skrzywił się - Zdun stawia piece kaflowe, ja w życiu nie postawiłam pieca.
- Jej, nie wiem co powiedzieć, to co robisz?
- Dobra, uprawiam sztukę użytkową. Jestem no... powiedzmy: artystką, rzeźbię w glinie, wyrabiam ręcznie robione kafle do produkcji pieców.
- Da się w tego żyć?
- W BIK-u mnie nie ma. Teraz jest moda na piece i kominki. Gdy na coś jest moda rośnie zapotrzebowanie na oryginalność. Wtedy pojawiają się ludzie, którzy wykładają dużą kasę, by mieć kominek, albo piec taki, jakiego nie maja sąsiedzi i znajomi. To coś innego niż taśmowa robota. Właśnie wypalam komplet kafli w motywy morskie, wiesz, rozgwiazdy ryby wodorosty i syreny. Długo stygną, ale jutro wieczorem, jeśli jeszcze tu będziesz możesz je zobaczyć.
- Sugerujesz, że powinienem spadać? – zapytał z bezczelną miną.
- Raczej, że cię mama jutro zabierze do domu – odgryzła się bez cienia wahania.
- Pyskata jesteś, młoda. Skąd pomysł, że posłucham mamy? No i do czyjego domu? Ja nie mieszkam z matką, mam klitkę w bloku, i tydzień urlopu. Mamusia mi dała. – rozparł się o krzesło - Pracodawca ma prawo wysłać mnie na przymusowy urlop kiedy mu się spodoba, wiesz? - znowu uniósł brwi, znała ten gest, jej synek robił dokładnie tak samo. Nalała po ostatniej kolejce. Była już nieźle wstawiona, wypili i postanowiła pójść spać.
- Słuchaj Mirek, w kanapie jest koc i jakieś poduszki, obsłuż się, co? Ja raczej mam dość. Nigdy nie piję wódki. To mój drugi raz i na pewno powinnam już iść spać.
- Chcesz powiedzieć, że od poprzedniego razu nie piłaś wódki?
- Wódki? Nie, ja nie piłam żadnego mocnego alkoholu, nie uprawiałam seksu i nie miałam kaca, a jutro będę go miała. Ble, ale mi źle, fu.
- Seksu też nie? – wlepił w nią zdziwione spojrzenie.
- No, bo wtedy tak jakoś wyszło wszystko pierwszy raz, na hura. Ojej. - Zakryła ręką usta i ruszyła do łazienki. Poszedł za nią i stanął pod drzwiami.
- No super - mruknął raczej do siebie. - Żyjesz?!
- Aha – jęknęła.
- To rzygaj i wyłaź, pomówimy o reszcie rewelacji - gdy w końcu wyszła blada oświadczyła, że idzie spać.
- Nigdzie nie idziesz. Żadne spać. Chcesz mi powiedzieć, że ty wtedy, że to pierwszy i ostatni raz?
- No - posadził za stołem mocno zataczającą się Julkę, która dłonią zasłaniała usta.
- I że uwiodła mnie we śnie pijana cnotka? – nie wiedział, czy wściec się, czy śmiać.
- Ponoć nieźle się bawiłeś i nie składałeś reklamacji – odgryzła się.
- Jakie to romantyczne! Kurwa, no nieźle. Zabawiłaś się moim kosztem, tak? - był wściekły.
- Oj daj żyć, myślisz, że nie wiem, co ci zrobiłam? Przeprosiłam już. - Wytarła załzawione oczy - Nie myślałam o tobie, nie miałabym odwagi zrobić niczego takiego, ale ta wódka, Mirek, no...
- Gadaj! 
-Co chcesz jeszcze usłyszeć, że mi przykro? Tak przykro i niedobrze. Pozwól mi spać.
- Jak cię wyspowiadam. Na trzeźwo nic mi nie powiesz. To jak było?
- No co? Nie oglądałeś pornosów w gimnazjum? Ja widziałam dwa. Ohyda. Wiesz, jak się tampon zmieścił, to i penis powinien, nie? Tak mi się przynajmniej wydawało… A faceci za dużo myślą o krwawej jatce podczas defloracji - coraz bardziej gubiła się w słowach - Nie, nie było fajnie. Nie miało być fajnie. Miało być. A potem przyszło rano. Człowieku, myślałam, że jesteś bogiem. Już wiem o co to całe "halo". Seks jest super. Zadowolony? Mogę iść spać?
- Idź. I nie przyłaź tu! Bank spermy zamknięty! I dalej cię nienawidzę! A matka zabije nas oboje!
I chodź było już bardzo późno poszedł poszukać sobie stacji paliw, by kupić piwo. Na Orlen miał dość daleko, by przewietrzyć się i pomyśleć. Wrócił, przyniósł telefon z auta, włączył go i zadzwonił do brata.
- Synek, nie śpij.
- Nie śpię. Czekałem. Matka cię zabije. Ze sto razy dzwoniła. Nawijaj.
- On jest boski! Słuchaj, mój synek jest cudowny. Sam zobaczysz. Weźmiesz mi jutro parę rzeczy, jak będziecie jechać?
- Wszystko prócz akwarium. A ona?
- Wiedźma? Jest szalona. Była głupim, bardzo samotnym i pogubionym dzieciakiem. Pewnie jutro zatłukę ją żelazkiem. Dziś strasznie jej nienawidzę. Brat?
- Co jest?
- Zdarzyło ci się kiedyś obudzić tak z piętnaście sekund przed orgazmem i mieć nad sobą siedemnastoletnią "właśnie-nie-dziewicę"? – zostawił Markowi czas na odpowiedź.
- O fuck! Brat! Osz, kuźwa! Młoda serio cię uwiodła! A matka myślała, że ona jej kłamie by cię kryć.
- Ona raczej nie umie kłamać. I nawet nie próbuje. Ale i tak jej nienawidzę. Do rana, brat. Śpij już. - i się rozłączył.

piątek, 25 maja 2018

To nieszczęsne RODO.



Rodo – unia sobie życzy więc musi być. Strona:W sieci słów Zuzy Arczyńskiej i fanpage Zuzanna Arczyńska pisarka informują:
25 maja 2018 r. wejdzie w życie rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej dotyczące ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu tych danych, czyli RODO. Pragnę poinformować, że wchodząc na mojego bloga i fanpage przyjmujesz do wiadomości poniższe:
1) Administratorem tej strony jest osoba fizyczna, Zuzanna Arczyńska (zuzanna.arczynska@gmail.com): https://www.facebook.com/wsiecislowzuzyarczynskiej/
2) Administratorem bloga W sieci słów Zuzy Arczyńskiej także jestem ja.
3) Każdy kto zostawia komentarz na stronie FP wyraża zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych w postaci: adresu e-mail, imienia i nazwiska, nick’a oraz numeru IP.
4) Podanie danych przez Użytkownika zawsze jest w pełni dobrowolne.
5) Administrator informuje, że stosuje na swojej stronie widgety pokazujące działania podejmowane przez niego na stronie, głównie na stronie Facebook. Mogą się też zdarzyć pliki cookies (ciasteczka) - dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które są przechowywane w urządzeniu końcowym Użytkownika [np. komputerze, smartfonie, tablecie], ponadto mogą być one odczytywane przez system teleinformatyczny Administratora.
6) Jeśli ogłoszę konkurs, a Ty bierzesz w nim udział automatycznie wyrażasz zgodę na:
  • publikację swoich danych - imię i nazwisko lub nick - w celu ogłoszenia zwycięzcy
  • przetwarzanie danych osobowych (imię, nazwisko, adres pocztowy, nr telefonu i inne) wyłącznie dla celów konkursowych
7) Dane zostaną wysłane przez Zwycięzcę do Administratora poprzez "wyślij wiadomość" na profilu na Facebooku, a po wysyłce nagrody i/lub potwierdzeniu jej odebrania, zostaną usunięte. Dane osobowe uczestników konkursu są przetwarzane wyłącznie w celu przeprowadzenia konkursu i tylko do momentu wysyłki nagrody.
8) Gromadzenie danych przez Administratora
Dane osobowe Administrator gromadzi z należytą starannością oraz odpowiednio chroni je przed dostępem do nich przez osoby do tego nieupoważnione.
9). Administrator nie udostępnia danych przekazywanych mu przez Użytkowników żadnym podmiotom trzecim.
10) Administrator nie jest w stanie określić czasu przechowywania zgromadzonych danych ze względu na ich specyfikę. Nie będą przechowywane dłużej niż do zamknięcia bloga.
Dane przetwarzane będą na podstawie Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (RODO) oraz ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 r. o ochronie danych osobowych.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Ostatnia zapowiedź przed premierą:



Gdy w środę pojawił się u niej przed ósmą rano, nie kryła zdziwienia.
– Co tu robisz?
– Odwożę dzieci do przedszkola, a żonę do szpitala. Nie pojedziesz z ciężką torbą autobusem – zdecydował za nią autorytarnie. – Klucze miałaś mi dać. Masz?
– Tak. Ten jest od górnego zamka – pokazywała – a ten od drzwi do ganku. Poczekaj, przedstawię cię pani Jance, skoro już tu jesteś.
Zbiegła ze schodów, a on ruszył za nią. Głośno zapukała w przeszklone drzwi na dole. Otworzyła jej wyprostowana jak struna emerytka w welurowym dresie.
– Pani Janeczko, to jest... mój Bartek. – Zarumieniła się, słysząc własne słowa. – Zajmie się chłopcami. Dałam mu klucze.
Mężczyzna przywitał się i przedstawił, całując starszą panią w drobną dłoń.
– Jakby co, służę pomocą – powiedziała, ale groźny mars nie zniknął z jej czoła. Kobieta z pewnością nie darzyła go sympatią.
– Będę pamiętał. To bardzo miłe. Dziękuję. Chłopcy, do auta! Chodź, kochanie, daj tę torbę.
Wziął bagaż w jedną rękę, a drugą chwycił zdziwioną żonę za łokieć i poprowadził do samochodu. Otworzył jej przednie drzwi. Rzeczy wrzucił do bagażnika i usiadł za kierownicą. Uśmiechał się do siebie. Niby takie nic, ale nazwała go swoim i natychmiast się tego zawstydziła. Czuł, że jest nieźle. Z tyłu auta zdyscyplinowany Maciek sprawnie przypinał brata w foteliku. Filip marudził, bo źle znosił myśl o rozstaniu z matką. Ojciec włączył chłopcu
piosenki z ulubionego dziecięcego kanału z bajkami, by odwrócić jego uwagę.
W przedszkolu Żaneta ucałowała dwa małe czółka, a gdy wróciła do samochodu, rozpłakała się. Łzy same płynęły po jej twarzy przez całą podróż. Oboje milczeli. Na szpitalnym parkingu Bartek otworzył jej drzwi, ale nie pozwolił wysiąść. Kucnął przy niej i popatrzył na zapuchniętą twarz.
– Co to było? – spytał stanowczym głosem. – Przyjechałaś tu umierać?
– Zostaw mnie – wyszeptała, wycierając twarz w chusteczkę.
– Tak jak ty mnie? Nie jestem taki. Ja rozmawiam, wyjaśniam, nie uciekam. Nie zostawiłbym cię w potrzebie. Dlaczego płaczesz? Boisz się? Tak? Czego? No powiedz coś. Nie rozpaczaj. Nic ci nie będzie. Dowiadywałem się. To nic groźnego. Zaopiekuję się dziećmi, nie ukradnę ich, nie wywiozę za granicę, nie zabiorę. Wiesz, że są ze mną bezpieczne. Za kilka dni będziesz w domu. – Pogłaskał ją dłonią po mokrym policzku. – Wszystko się ułoży, zobaczysz.
Nie płacz już. – Podał jej rękę.

wtorek, 3 kwietnia 2018

Komu jeszcze kawałeczek?


Matka Niny była bezsilna. Bardzo chciała zabrać do siebie córkę, ale mogła to zrobić za trzy miesiące. Płakała, zaciskając pięści w bezsilnej złości. Była wściekła na siebie i na swojego męża. Obrzucała najgorszym łajnem jego brata. Kiedy szok i niedowierzanie, że krzywda spotkała jej dziecko minęły, zadbała o wszystko, o co poprosili ją zastępczy rodzice. Wysłała im wszelkie pełnomocnictwa i dokumenty, a na koniec poprosiła o radę, jak rozmawiać z córką.
– A jak ty byś chciała, żeby twoja matka porozmawiała z tobą w takiej sytuacji? – Maman odwołała się do empatii rozmówczyni.
– Wytłumacz jej wszystko tak, jak nam, krok po kroku. Zapewnij, że jej nie zostawiłaś, obiecaj wspólne życie i przyleć po nią koniecznie za trzy miesiące. Po prostu dotrzymaj słowa. W tym czasie zorganizujemy jej terapię, ale musisz pamiętać, że mała już zawsze będzie uzależniona.
Zdruzgotana matka poprosiła o chwilę, by się przygotować. Maman zaniosła laptop do pokoju Niny i powiedziała do drzemiącej dziewczynki:
– Obudź się, Nino. Mama chce z tobą porozmawiać.
Ta zdziwiona zamrugała oczami i wpatrzona w ekran, wyszeptała:
– Mamusia...
Jej oblicze przybrało przejmująco smutny wyraz. Wyglądała bezbronnie. Po chwili zesztywniała, jakby nałożyła maskę kogoś, kto chce zapomnieć, by nie cierpieć.
– Natalko! Córeczko!
– Natalka is dead, mamo. Możesz mówić mi Nina. – Odpowiedź była harda. Świadczyła o tym, że dziecko całkowicie odcina się od traumy i przeszłości. Mała po prostu chciała być kimś innym.
– Kocham cię, córeczko. – Głos matki był spokojny i pewny.
– Zostawiłaś mnie z tymi bydlakami! – Zarzut padł szybko jak pocisk wystrzelony z kuszy.
– Nigdy sobie tego nie wybaczę. Kochanie, nie dopuściłabym do tego, żeby on zbliżył się do naszego domu, do ciebie, mój skarbie. Nie spodziewałam się, że brat ojca jest w kraju. Nie wyjechałabym, gdybym wiedziała... To zły człowiek, który ma ogromny wpływ na twojego ojca.
– To już nie jest mój ojciec. Mam nadzieję, że go zabiją w więzieniu, bo na to zasłużył.
– Ja też uważam, że żaden z nich nie ma prawa żyć. Porozmawiamy o tym innym razem, gdy poczujesz się lepiej, dobrze?
– Kiedy przylecisz? – Mała oschłym głosem zadała konkretne pytanie.
– Za trzy miesiące, myszko.
– Czyli znowu masz mnie w dupie, tak?

sobota, 31 marca 2018

Na zachętę: "Odzyskane dzieciństwo" - fragmencik



Gdy wychodził ze szpitala, zadzwoniła jego komórka. Był już na schodach i nie chciał wyjmować jej z kieszeni. Dopiero w maluchu sprawdził, kto się do niego dobija. Oddzwonił do Michaliny, zastanawiając się, czego dziewczyna od niego potrzebuje.
– Gdzie jesteś? Możesz gadać? – szeptała konspiracyjnie.
– Bo co?
– Muszę porozmawiać. Powiedziałeś, że z tobą zawsze mogę.
– Wal.
– Świszcz, tu nigdzie nie można kupić prezerwatyw!
Przymknął oczy. Próbował się opanować, ale nie bardzo mu wyszło, więc spytał nieco głośniej, niż zamierzał:
– A na chuj ci gumki, Miśka?!
– No właśnie – zrobiła pauzę. – Jakbyś nie wiedział na co. Będę karabin zabezpieczała przed piaskiem pustyni. Po co pytasz, jak wiesz? Ochłoń trochę. Drzesz się. I nie bądź zgredem, Świszcz. Zakochałam się. W porządku?
– No i co? Znasz go dopiero któryś tam dzień, bo zakładam, że chodzi o Siwego, tak? – ryknął na nią.
– No.
– I zakochałaś się tak bardzo, że od razu wyskakujesz z majtek? – Westchnął ciężko. – Dzisiejsza młodzież jest zepsuta i tępa. Młoda, czy ja o szacunku mówiłem do ściany? A buzi sobie dać? Za rączkę pochodzić? Pomacać się, porozmawiać, no cokolwiek, choćby książki poczytać. Dziewczyno, myśl głową, a nie od razu do łóżka!
– Ale ja go kocham...
Uśmiechnął się pod nosem.
– To pięknie. Ja się ogromnie cieszę, że go kochasz. Mam nadzieję, że on ciebie też i będzie z tego love story. Ale może dobrze by było, żeby pomyślał, że jesteś fajna dziewczyna, a nie osiedlowa lodziara, co? Poudawaj chociaż niezepsutą pannę! Miej skrupuły, dziewczyno, i zrób sobie dobrą reklamę. Kto chodzi do łóż-
ka od razu na pierwszej randce? No kto?
– Ja nie wiem. Nie chodzę na randki. U nas w szkole to niemodne. Lamus. Jarzysz?
– To ja ci powiem, że na pierwszej randce seks uprawiają nimfomanki, desperatki, szmaty i brzydule szukające męża. Miśka, jesteś brzydka?
– Nie. Tylko płaska.
– Szukasz męża?
Odpowiedział mu chichot.
– Poczekaj z bzykaniem do wakacji. Skończysz piętnaście lat i będzie ci wolno. Teraz to lipa. No pomyśl... latem jego za to nie zamkną, mnie nie zamkną za nieupilnowanie, nie będzie dymu, a ciebie babka nie dostanie na wychowanie, jak się wyda. Same plusy. I uwierz mi, że będzie romantyczniej.
– A to niby dlaczego?
– Bo latem, idiotko, goła dupa ci do niczego nie przymarznie. Jak kocha, to poczeka.
– Ale Marcin, ja bym chciała z nim stracić cnotę.
– Ale musisz już? Pali ci się? Umrzesz od tego? Przecież cnota cię nie uwiera!
– Nie, ale ja bym już chciała. Zależy mi.
– Powiedz mu o tym za tydzień i każ poczekać do wakacji. Zaufaj mi, romantyczność jest taka... słodka i niewinna. W sumie to akurat kompletnie do ciebie nie pasuje, ty zepsuta paskudo. Masz mnie słuchać. Jasne? Latem będzie fajniej!
– Więc nie wyślesz mi gumek?
– Nie. Ani jednej cholernej sztuki. Ufam ci. Obiecałaś się nie puszczać. Pamiętasz?
– Nie obiecałam. Przypominam ci, że to był szantaż.
– Jak zwał, tak zwał. Dasz radę? Szybko mów, że dasz.
– Świszcz... – zawahała się i odezwała ciszej: – Ale mogę mu zrobić loda? Co?

sobota, 24 lutego 2018

Wilcze kobiety to fajne babki!



 
  Lubię poznawać nowych ludzi, a jeśli do tego okazuje się, że mamy podobne poczucie humoru, jest bosko. Jakiś czas temu dzięki umowie z Agatą znalazłam się w grupie fanów Hanki Greń.
Jak ja lubię te babę fajną i swojską! Ona stale rozrabia. Najpierw ciągle ją fejs banował, bo bawią ją dokładnie te same rzeczy, co mnie. Potem pogadałyśmy i strasznie chciałam mieć tę jej najnowszą książkę. Kupiłam a ona się zakręciła i wysłała mi ją nie tam gdzie trzeba. Ha, ha, mówię Wam, Hanka – rozrabianka.
    Zdycham, znaczy leczę mordercze przeziębienie i zabójczy katar. Siedzę od rana okutana w kołdrę, szlafrok, dwa suche gorące termofory, popijam to kawę, to herbatkę i czytam. No w sumie już skończyłam, ale czytając przez cały dzień od ósmej rano pozwoliłam sobie ponękać autorkę swoimi komentarzami i pytaniami.
   Uwielbiam kiedy bohaterowie są charakterni i mają swoje specyficzne sposoby zachowania lub wyrażania. U Hani w „Wilczych kobietach” znajdziecie nie tylko słowa, które zobaczycie na oczy po raz pierwszy, bo to stuprocentowe regionalizmy, ale i gamę rzadkich fajnych imion damskich. Jej postacie są realne do bólu. Do tego rzucają teksty które przyprawiły mnie o banana na twarzy: tarpany, dobre wino z biedry, omdlały denat w trakcie rozkładu i takie tam drobiażdżki które świadczą o niezwykłej błyskotliwości autorki, i inteligentnym poczuciu humoru na najwyższym poziomie.
    Kilka dni temu Alek Rogoziński po tym, jak odebrał nagrodę za komedię kryminalną powiedział, że pisanie tego gatunku jest trudne, bo nie tylko musisz napisać kryminał, ale jeszcze zrobić to w sposób zabawny. On ma rację, a Hanna Greń nadaje się do tego doskonale.
Hanka – wielki szacun – jesteś boska (a teraz sobie wyzdrowieję i przeczytam wszystko co mają Twojego w bibliotece). Dzięki za autograf!