poniedziałek, 22 maja 2017

Spotkanie z Magdą Witkiewicz - Empik, Poznań




Człowiek przyzwyczaja się do wygody błyskawicznie. Ja nauczyłam się wozić cztery litery autem, więc pierwsza myśl o tym, by pojechać gdzieś pociągiem była… odrobinkę wstrząsająca. No dobra, ściemniam. Była tak przerażająca, że postanowiłam zabrać w podróż elektryczny paralizator i przez całą drogę nie zdejmować palca z przycisku. Kurde, zestarzałam się. Kiedyś stopem jak kraj długi i szeroki, dziś lęk przez intercity. Jestem tchórzem, nie ma co. W każdym razie jeszcze wczoraj byłam. Ale do rzeczy. 
Magda Witkiewicz miała pojawić się na spotkaniu w poznańskim Empiku na Ratajczaka. Nic mi to nie mówiło. W Poznaniu byłam ze dwa razy będąc licealistką, czyli w przeszłości tak zamierzchłej, że ledwo ją pamiętam, w Empiku kupuje wszystko w sieci z dostawą do domu, ale jakoś nie widziałam nigdzie zapowiedzi, żeby się Magda wybierała do Gorzowa dla przykładu, żebym miała bliżej, więc kiedy mnie spytała: 'kiedy my się zobaczymy?', nie miałam wielkich nadziei, do momentu, gdy dowiedziałam się, że przesympatyczne dziewczyny z mojego Sulęcina (Agnieszka Z i Magda S) jadą na to spotkanie pociągiem. Jak one mogą, to ja też! 
Byłam dzielna. Najpierw kupiłam bilety przez internet i zapisałam pliki w telefonie. Potem ufarbowałam włosy, by wyglądać jak człowiek cywilizowany i stałam przed szafą, jakby to miało być moje, a nie Magdaleny spotkanie. W końcu pojechałam autem do Rzepina i wsiadłam do wyczekanego pociągu. (Czy pisałam już, że termo kubek z kawą i paralizator zostały w domu?)
Jako że dziołcha wiejska ze mnie na schwał, wymyśliłam sobie, że skoro na bilecie jest napisane korytarz, to zarezerwowałam sobie miejsce na korytarzu, a nie od strony korytarza w przedziale, i całą drogę do Poznania, godzinkę z hakiem przesiedziałam na otwieranym krzesełku w przejściu złoszcząc się na siebie, że taka dupa ze mnie. No ale nic to. Dojechałam. Znalazłam wyjście główne i czekającą tam na mnie przesympatyczną Magdę H, z którą idąc do Empiku tylko dwa razy musiałyśmy zawrócić i to nie daleko, a pytając o drogę co pięć minut, na spotkanie spóźniłyśmy się niewiele.
Dalej była Magdzia. Na żywo jest jeszcze fajniejsza niż on line. Mówię Wam. Ma niezwykle sympatyczne poczucie humoru i dystans, którego można jej pozazdrościć. Jest serdeczna i kochana. Ciepła i otwarta. Mówi tak, jak pisze. Prosto z serca, a przy tym sypie anegdotkami i nie sposób się nie uśmiechać. (Teraz plotki: widzieliście jej buciki? Można by sparafrazować piosenkę grupy Raz dwa trzy: „… buty tej małej jak dwa zeszyty”).
Co jeszcze? Było pełno, a pan (podobno nadgorliwy, bo nowy, niedziela i chciał już do domu) próbował nas przegonić z sali informując: ‘drogie panie, już osiemnasta’ - ciekawe, czy komuś innemu też się przydarzyło, że się towarzystwo nie mogło nagadać i spotkanie autorskie trzeba było skrócić dla potrzeb zamknięcia lokalu? :)
Muszę się Wam przyznać, że nie spodziewałam się takiego serdecznego przyjęcia, uścisku i słów, ale teraz wiem, że grupa Magdy Witkiewicz, Magiczne Miejsce, ten nasz babski kawałek świata, to nie tylko miejsce na FB, to też nasze własne pozytywne klimaty. Nie tylko Magdalena jest rozpoznawalna dla nas, ale i my jesteśmy rozpoznawalne dla niej. Nie powiem Wam, co mi obiecała… dowiecie się w swoim czasie.
Cokolwiek by mówić, było za krótko. Ale to nie koniec perypetii. Pisałam, że moje bilety PKP były pobrane do telefonu? Szkoda tylko, że bateria była o włos od rozładowania, aż w końcu padła. Co z tego? Przecież mam power bank – ups, niestety, pusty. Nic, tylko usiąść i płakać. No i co teraz? Jak wrócić bez biletu? Udało się, bo dziewczyny bardzo chciały mi pomóc. Najpierw pobrałam bilet na telefon Magdy S, a gdy już siedziałyśmy w pociągu, cudowna Agnieszka Z pożyczyła dla mnie ładowarkę od jakiegoś życzliwego pana. Nim pociąg ruszył z niewielkim opóźnieniem miałam już prąd i możliwość pokazania kodu QR panu kanarowi. Potem spokojnie odpłynęłam w czereśniową fabułę nowej powieści na której mam piękny autograf i jeszcze pieczęć i o mały włos nie zapomniałabym wysiąść. Dobrze, że PKP Intercity to takie cywilizowane pociągi, że przypomniał mi o tym głos z megafonu.
Bardzo dziękuję Agnieszce Z za motywację, Magdzi S za szczerą chęć udzielenia pomocy i obu za miłe towarzystwo. Za to dziękuję też Magdzi H i oczywiście gwieździe wieczoru, pisarce literatury wysokiej (wiemy dlaczego) Magdalenie Witkiewicz.
Dziewuchy, jesteście boskie! Było mi z Wami bardzo dobrze. A spotkanie… same pozytwy. Życzę samej sobie, by takie cudowne popołudnia zdarzały mi się częściej.