piątek, 28 października 2016

Tatuś

- Przestań się suczyć! - Krzyknął a jego głos odbił się echem po pustym przedpokoju.
- Nie wrzeszcz na mnie, tatuś, co? - Odpowiedziała spokojnie malując kreskę najpierw nad a potem pod powieką. – Poza tym, nie ma takiego słowa i ty o tym wiesz. Ponoć masz maturę. - Poprawiła lusterko.
- Już jest, a ty nie wyjdziesz z domu wyglądając jak szmata! - Pieklił się.
- Dobra. Jak chcesz, ale zdechniesz z głodu, tatuś. Opieka da ci na chlebuś i fajki? - Wydęła usta do lustra, i pociągnęła różową szminką po wargach. Nawet na niego nie spojrzała. Roztarła między wargami błyszcząca maź. - Poczekaj dzień dwa... - kciukiem i palcem wskazującym poprawiła kąciki. - ...najpierw światło ci odłączą, potem resztę a bez telewizora będziesz płakał jak dzieciak, długo nie wytrzymasz. To nałóg, jak chlanie... więc skoro sam nie masz roboty, nie zawracaj mi łaskawie dupy, tatuś, bo mi się rzygać chce, od tych twoich pieprzonych farmazonów. - Wciąż nie przerywała robienia makijażu. Coś tam rozcierała pędzelkiem na wystających kościach policzkowych. - Poza tym nie mówi się suczyć, tylko kurwić, a że ja tylko uczciwie pracuję, więc mnie z kimś pomyliłeś, bo nie wiesz, co się wokół ciebie dzieje.
- Stul pysk, gówniaro! - Nerwy miał napięte do granic możliwości – Nie pozwolę na to, żeby moja córka była dziwką!
- I co zrobisz? Zbijesz mnie? A może pójdziesz do pracy, co? Żałosny jesteś. Mało, że ci już nogi połamali? Teraz nawet na stróża cię nie przyjmą. Trzeba było nie kombinować, tatuś. Kradłeś, to ci kulasy poprzetrącali i ciesz się, że nie plecki. A tak, zanim matka wyjdzie... a to nieprędko nastąpi, ktoś cię musi karmić, nie? Tatuś? - W jej ustach to słowo brzmiało jak obelga, najgorsze wyzwisko, ale nie przestawała mówić. - To jak już pójdziesz do tej pracy, to mi na studia zarób. - Roześmiała się szyderczo a on postanowił spróbować inaczej. Wierzył, że ma na nią jakiś wpływ, starał się, złagodniał.
- Dziecko. - Zaczął spokojnie odpalając papierosa. - Przecież ty jesteś mądra dziewczyna, proszę, opamiętaj się. Nie możesz tak żyć.- Dopiero wtedy zaczęła na niego patrzeć. Sprawiała wrażenie takiej obcej, dorosłej i kompletnie zniesmaczonej.
- To, co ja mogę, to już nie twój zasmarkany interes, tatuś. I wiesz co?  Powiem ci, kiedy zacznę się kurwić, bo ja na tym zamierzam dobrze zarobić. Wystawię się na taką licytację, że hej. A potem zgarnę szmal i zostawię cię w tym chlewie... i masz rację, jestem mądra, dlatego  pójdę na studia i skończę sobie jakąś medycynę, i wiesz co? Będę sterylizować takich palantów jak ty. Zawodowo. Wtedy nie dostaniecie ode mnie z matką ani grosza. Więc żryj za moje, póki możesz, bo to co dobre szybko się kończy. - Bez emocji patrzyła jak mężczyzna płakał z bezsilności i wściekłości. Spojrzała na niego zdumiona i odezwała się z pogardą – I czego się mażesz jak baba? Myślisz, że ja chciałam mieć takie dzieciństwo? Ciągle ktoś siedzi, albo ty, albo stara. Wiecznie mordy zapite. Jeść nie ma co, ale chuj, piwko ważniejsze, nie? Tacy jak wy nie powinni się mnożyć. - Zapięła dokoła kostek bardzo wysokie sandałki, i wyszła do przedpokoju, poprawiła stanik przed lustrem i wróciła do pokoju po torebkę. Właśnie miał coś powiedzieć, ale położyła na ustach palec. Uśmiechnęła się tak jakoś lekko i radośnie, że przez myśl mu przeszło, że zaraz przeprosi, że to takie głupie żarty, babskie gadanie, ale po chwili zmarszczyła czoło jak jego stara, gdy mówił, że nie ma fajek ani na fajki. Taka była podobna do matki, tak samo młoda, jak ona, gdy ją poznał i poznawał tak skutecznie, aż zrobił jej bachora. - I wiesz co, tatuś? - Przerwała ciszę - Od teraz masz odwyk. Będziesz siedział w tym wózku jak w pudle sześć tygodni jak chirurg przykazał i nie dostaniesz ani jednej kropli piwa. A ja zadbam, żeby tu żaden twój koleś od wódki nie trafił. Taka mała zemsta, kumasz? Za te wszystkie dni, gdy nie miałam co jeść. Będziesz miał o czym rozmyślać. Ponoć życie jest na trzeźwo nie do zniesienia, matka tak mówiła, nim ją zamknęli. - Przez chwilę przyglądała mu sięz poczuciem tryumfu, widziała na twarzy ojca lęk i niepewność, hamował się, by nie wybuchnąć, ale wcale się tym nie przejęła. - Myślisz, że czemu wyszedłeś ze szpitala o szóstej rano? Czemu cię tu taryfą przywiozłam i zapłaciłam za wtachanie na piętro? Nie wiesz? Bo pijaki śpią o tej porze. Nikt nie wie, że wróciłeś do domu, staruszku. Córeczka zadbała o wszystko. A jak sądzisz, po co zrobiłam to przemeblowanie? Już ci świta? Tak, żebyś wózkiem do okna nie dojechał i gości nie zaprosił. Ale jest jeszcze jedna niespodzianka. Zamek w drzwiach też wymieniłam, żeby ci się nie wydawało, że wyrzucisz komuś klucz przez okno, czy takie tam. Nawet nie wiesz jakie to ważne mieć w drzwiach zamek. Ja wiem. Ciągle tu ściągasz ohydnych meneli a ja śpię po koleżankach, żeby się o mnie w nocy nikt nie potknął i brzucha mi nie zrobił jak ty matce. Tym bardziej, że szanowna mamusia próbowała mnie już za wódę przehandlować, a potem na ulicę wysłać. Widzisz, serca dla ciebie i matki nie mam, tatuś. Wy dla mnie nie mieliście. To ja kręcę dupą przed oblesiami po nocach, żebyś ty miał co żreć. Ale to jedyne, co robię poniekąd dla ciebie. Nie pozwolę, żebyście dalej ciągnęli mnie na dno, tatuś. Mam piętnaście lat i dokładnie wiem jak chcę żyć. I ty niczego nie będziesz mi dyktował. Amen.
I wtedy nie wytrzymał, cisnął jej w głowę szklaną popielniczką. Dobrze wycelował, precyzyjnie, był trzeźwy prawie dobę i liczył na sukces. Tę małą wredną sukę należało zamknąć, żeby nie kłapała jadaczką. Chciał usłyszeć jedno, ostateczne, głuche uderzenie, zamiast tego szkło posypało się ze ściany na podłogę a jego dobił śmiech. Był zbyt powolny.
- Więcej nie próbuj, bo zdechniesz tu z głodu z moim trupem. – Wycedziła zimno - Widzisz, nieudaczniku, nawet zabić mnie nie potrafisz. I koniec fajek. Nie masz popielniczki, będziesz zdrów, rzucasz palenie frajerze. Już ja ci umilę tę nędzna egzystencję.


piątek, 7 października 2016

Modlitwy


"Albowiem jeden jest Bóg,

jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi,

człowiek, Chrystus Jezus"

1 list do Tymoteusza 2: 5


Było jej dobrze. Nowe miasteczko, nowa praca. Życie znów zaczęło się układać. Wszystko  jak należy. Tak dobrze było móc zacząć od nowa. Zadowolona rozejrzała się po sali.
Dziewczyny skończyły właśnie rozgrzewkę. Jeszcze trochę się porozciągają i będą mogły przejść do układów. Kasia miała właśnie włączać muzykę, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich elegancki, wysoki mężczyzna po czterdziestce.
- Pan po córkę? – Spytała zdziwiona – Dopiero się rozgrzałyśmy. Jest pan za wcześnie.
Nie odpowiedział. Podszedł do niej i stanął blisko. Za blisko – Pomyślała, czując jak pachnie.
- Raczewski - Przedstawił się podając jej dłoń. - Przepraszam, że panią nachodzę, ale przyjęło się w naszej małej społeczności, że czasem wyświadczamy sobie drobne przysługi. Przyszedłem prosić o pomoc. Jest mi niezręcznie, nawet bardzo, ale muszę. -  Nabrał powietrza i odrobinę ciszej, tak by nie być słyszanym przez uczennice, kontynuował - Od razu przejdę do rzeczy. Otóż mojemu bratu zmarło dziecko, niemowlę. Za pół godziny pogrzeb a nie ma kto zanieść trumny z kaplicy do grobu. Wiem, jak to brzmi, i że to nie pani sprawa, ale chciałem wypożyczyć od pani 4 dziewczęta, najlepiej o zbliżonym wzroście, chętnie starsze, gdyby pani była tak uprzejma... Chociaż na  godzinę.
- Yyy – Kaśka wyraźnie zaskoczona nie wiedziała co powiedzieć. Gdyby była dzieckiem, na pewno nie chciałaby z nim pójść. Udział w pogrzebie obcego niemowlęcia wydał jej się taki upiorny. jednak po chwili postanowiła wykrzesać z siebie trochę empatii. – No... ja nie wiem, bo… wie pan, ich rodzice płacą za te zajęcia. One tu maja tańczyć… no i ... czy one by chciały?
- Rozumiem. Moja droga - przekonywał -  małe społeczności mają dobrą pamięć i umieją się odwdzięczyć. Pani na pewno będzie potrzebować sponsorów na wyjazdy i na stroje, a my nie zapominamy przysług. Zawsze staramy się pomagać, sama pani rozumie, kiedyś to pani przyjdzie do nas… A mój brat i jego żona… oni tyle już przeszli.  Bardzo proszę – Powiedział jeszcze ciszej.
Kaśka zastygła. Nie wiedziała co mogłaby powiedzieć ale facet mówił dalej.
- No, oczywiście nie powinienem pani naciskać. To niegrzeczne. Przepraszam, pójdę już. To było niestosowne. Co za niezręczna sytuacja. Proszę mi wybaczyć. Nie chciałem pani przeszkodzić w prowadzeniu zajęć, do widzenia. - I odwrócił się zmierzając do drzwi. Nie rozumiała, dlaczego tak łatwo się poddał.
- Zaraz! Proszę zaczekać! -  Klasnęła dwa razy skupiając uwagą uczennic na sobie – Dziewczyny! Trzeci rząd! Jesteście prawie tego samego wzrostu. Trzeba pomóc ludziom pochować dzidziusia. Wiem, że to smutne. Trzeba zamieść trumnę z kaplicy do grobu, zrobić to z powagą i wrócić. To nic przyjemnego, ale może ktoś chciałby pomóc. Nie podejmę decyzji za was. Ktoś pójdzie? Są jakieś chętne?
- Ja nie! - Wyrwała się pyskata Alka.
- Alka! Ty zawsze na nie! Zrobiłaś kiedyś coś dla kogoś?- Rzuciła się na nią pryszczata Zuzka.
- Tak, głównie dla siebie! Jak mnie matka zobaczy,  że się ciągam po mieście i mi obetnie kieszonkowe, to dasz mi na gazety? - Odgryzła się Alka.
- Dobra, spokój dziewczyny, Ala zostaje, a reszta?
- Ja nie mogę. - Tłumaczyła się Zuzka. – Chociaż bym chciała. Ojciec przyjedzie po mnie po zajęciach. Pogrzeb pewnie za pół godziny, jak potrwa z godzinę, nie zdążę wrócić.
- My pójdziemy. - Bliźniaczki podniosły ręce, były jednomyślne, nierozłączne i śliczne.
- I kto jeszcze? - Nikt nie odpowiedział – Może drugi rząd?
- Bez zgody rodziców nie pójdę - Odezwała się cicho Magda. – Nie mogę. Takie mamy zasady
- To bardzo rozsądne, chodzi o to, kto może. A czwarty rząd? – Nie odpuszczała.
- To może ja, w końcu harcerze powinni nieść pomoc, to ja tę trumnę poniosę. Hanka, chodź ze mną, drużynowa nas pochwali – Odezwała się nieśmiało Małgosia a Hania tylko przytaknęła. Kasia uśmiechnęła się do nich. Była dumna z postawy harcerek. Po chwili  zwróciła się  do faceta.
- Nie mogę panu zaproponować dziewczynek jednego wzrostu. Nie zmuszę ich.
- Nie szkodzi, bardzo pani uprzejma i dziewczęta też, obiecuję, że nie będziecie tego żałowały.
- Dobrze. Dziewczyny do szatni, czas leci, a reszta, proszę bardzo rozciągamy się jeszcze  5 minut  i włączam muzykę.
Mężczyzna stanął pod ścianą jakby odprężony. Wysłano go tu z trudną misją i udało się, pomyślała Kaśka rozciągając się razem ze swoją grupą. Była świetną trenerką, a teraz czuła się jeszcze porządnym człowiekiem. Zadowolona z dobrego uczynku uśmiechała się do swoich myśli, żałując jednocześnie martwego maleńkiego aniołka.
Dziewczyny przebrały się i wyszły w asyście eleganckiego pana, który szarmancko otworzył im drzwi. Po chwili do sali wpadła zdyszana Julka i głośno trzasnęła drzwiami.
- Przepraszam za spóźnienie, byłam u dentysty.
- Ok, rozbierz się i rozgrzej – Powiedziała Kasia myśląc, że mała łże, nie pierwszy raz z resztą. Przecież widziała, ją ostatnio ze sporo starszym chłopakiem.
Włączyła muzykę. Ruszały się rytmicznie wykonując coraz trudniejsze elementy. Hip-hop to nie walc, trzeba się bardzo napracować. Uparcie ćwiczyły nowe figury, chciały tańczyć street dance. Eksperymentowały, uczyły się, podglądały filmy. Ambitne dzieciaki. Dobrze się z nimi pracowało. Patrząc na ich postępy i wysiłek cieszyła się i czuła, że uwielbia swoją pracę, że znowu ma swoje miejsce na ziemi.
Julka dołączyła do grupy. Zamieniła kilka słów z Alką, wydęła usta i zaczęła tańczyć. Coś tam szeptały między sobą, ale rozstawiła je w dwóch różnych końcach sali, żeby sobie nie przeszkadzały. Do końca treningu miała z nimi spokój.
Po zajęciach Alka wybiegła z szatni i podeszła do trenerki. Była blada.
- Pani Kasiu, Jula mówi, że dziś nie było żadnego pogrzebu. Ona wie. To jej stary otwiera bramę cmentarza a brat jest organistą. Żadne dziecko nie umarło. Ona by wiedziała. Zawsze wie. - Patrzyła na trenerkę szeroko otwartymi oczami.  -  Minęło już półtora godziny...  Ona wie...
I zapadła cisza.

* * *
- Witaj Marysiu! – Kobieta podniosła wzrok i uśmiechnęła się spokojnie i życzliwie.
- Och, Gabryś! Tak się cieszę. Dawno temu powiedziałabym: wejdź i spocznij – Zabrzmiało to jak doskonały żart rozumiany tylko przez nich. Nie przestawała się uśmiechać. Starzy przyjaciele uściskali się serdecznie. Spojrzała uważnie w piękną twarz rozmówcy. - Martwisz się? Wybacz, że pytam, ale wyglądasz na kompletnie zdruzgotanego. Stało się coś złego?
- Jak zawsze. – Westchnął i opuścił ręce. - Pamiętasz sprawę tych czterech dziewcząt porwanych do burdelu pod Dubajem?
- Tak. Policja nadal nie znalazła żadnych śladów, prawda? Wszyscy wciąż mają do szefa pretensję, że nic nie zrobił, a tak naprawdę nikt się do niego nie zwrócił w tej sprawie oficjalnym kanałem łączności.
- Właśnie. To było takie przygnębiające. Tłum modlił się o pomoc jak w próżnię. Wszyscy pytali, dlaczego to się stało. Zły się cieszył. Wiesz... oni do tej pory nie wiedzą, co dzieje się z tymi dziećmi.
- My wiemy, ale to przecież niczego nie zmienia, prawda?
- Tak... – Ponownie westchnął i zamilkł.
- Ale skoro przyszedłeś, to jest coś jeszcze, prawda? To z pewnością nie wszystko. – Dociekała. - przecież widzę.
- Niestety...wieści są złe. Nawet bardzo. Nawet nie wiem, Marysiu jak to ubrać w słowa…
- Mów. – Ponaglała go zaniepokojona -  Co tym razem?  Co jeszcze stało się złego?
- Ta trenerka. Ona... nie żyje.
- Jak to? Przecież była w psychiatryku. Leczono ją po załamaniu nerwowym. Czy ona… sama?
- Nie. Było już z nią lepiej. Wyszła nawet na przepustkę. Zbiry już czekały. Mieli ją tylko skopać. Zakopali na śmierć. Wynajęli ich rodzice bliźniaczek. Teraz sami nie mogą się otrząsnąć.
- Też nie prosiła o pomoc? – Zdziwiła się kobieta.
- Ależ prosiła. Oczywiście, że prosiła, tylko jak zwykle nie szefa.
- Znowu! Gdzie ci ludzie mają rozum?! Kogo tym razem?
- Zmartwisz się. Prosiła ciebie, Mario. Błagała. I jeszcze kilkoro innych od dawna martwych  ludzi. – Przygnębiona kobieta zakryła twarz dłońmi, była  tak bardzo smutna i rozczarowana,czuła, że gdyby mogło, jej serce pękłoby z żalu.
- Czy ja jestem Bogiem?  - Wyrzuciła z siebie gniewnie- Czy ja mam moc wysłuchiwania modlitwy? Czy je słyszę? Gabrielu, kiedy to się skończy?
- Nie wiem, Mario – Szepnął anioł poprawiając skrzydła. – Naprawdę tego nie wiem.

środa, 5 października 2016

potrzebuję rady



Wracam sobie w deszczu z Frankfurtu. Pruję z zawrotna prędkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę i nawet nie zastanawiam się dlaczego. Leje, widoczność do bani, wycieraczki do wiadomo czego…  niemal lajcik.
Przed kolejną miejscowością zakręt. Patrząc przed siebie na łagodnym łuku obserwuję przyczynę tej szaleńczej prędkości. Jest nią autobus liniowy. Za nim wloką się dwie ciężarówki, osobówka, dwa busy, znów osobówka i ja. Wszystkie przede mną białe. Zmówili się, czy co? Wjeżdżamy karnie do wioski. Wszyscy w szyku, czterdzieści na liczniku i zwalniamy. Autobus wjechał w zatoczkę, otworzył i zamknął przednie drzwi i próbuje ponownie włączyć się do ruchu. Jego postój miał długość dwóch ciężarówek. Generalnie wiadomo, ma pierwszeństwo, tylko, że wszyscy udajemy, że o nim nie pamiętamy. Jadą oba busy, osobówka i ja, za mną jeszcze sznurek aut i nikt nie kwapi się by wpuścić go na szosę. Cieszymy się. Można pruć pięćdziesiąt. W sumie chamów, nie? Ale z drugiej strony, kto z was chciałby jechać kolejne piętnaście czy dwadzieścia kilometrów do następnego przystanku z absurdalną prędkością sześćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę za autobusem?
Ja nie znam nikogo takiego, wiem za to, że zaraz rozpoczyna się  zakaz wyprzedzania i brzmi to jak wyrok drogowy. Jakby na potwierdzenie moich obaw tuż za znakiem rozkoszując się dozwoloną prędkością siedemdziesięciu kilometrów na godzinę mijam jadący w przeciwnym kierunku traktor, taki olbrzymi a za nim kilka tirów, trzech kompletnie mokrych motocyklistów, na widok których zaczynam się zastanawiać nad ich zdrowiem psychicznym i widocznością, a potem cały sznur osobówek…
Nie da się ukryć, nie jest fajnie się wlec. Ale w takim deszczu jak dla mnie osiem dyszek to zdecydowanie górna granica… ale czemu tak się rozwodzę?  A, no tak. Do rzeczy. Polećcie mi dobrej jakości wycieraczki, bo ten marketowy szajs to tylko o dupę potłuc. Przy dużej przedniej szybie, jak moja wycieraczki pracują jak drzwi do obory, czyli  na obie strony. Gdy obora się zamyka widzę mgłę i nijak nie pasuje mi, by sparafrazować Albercika, który ’ciemność widział, ciemność’. Gdy obora się otwiera nadchodzi moment wizusu. Do tego gdy z naprzeciwka widać tira włączam wycieraczki na trzeci bieg i zastanawiam się w którym momencie polecą na boki i wybiją zęby jakimś szalonym motocyklistom.
Tak więc rozumiecie, dobre wycieraczki to podstawa, tylko, które są dobre? Naprawdę dobre. Potrzebuję dobrej rady. Podzielcie się wiedzą, proszę.

wtorek, 4 października 2016

Kąpiel

Kąpiel
Po porannym raporcie wszystkie dziewczyny wstały i szykowały się do wyjścia z socjalnego, gdy oddziałowa powiedziała:
- Ewa, ty do mnie, zapraszam.
- Jasne szefowo. - Bez słowa obie przeszły do gabinetu obok, a gdy usiadły, dziewczyna widząc napięcie na tak przyjaznej zwykle twarzy beztrosko zapytała – No co tam? Poukładać ci recepty? Pomóc coś?
- Miałaś wolne po nocce, wiec pewnie nie wiesz, choć może się domyślasz, że babunia z dwunastki na całej prawej stronie ma bardzo brzydkie początki odleżyn. Kostka i biodro wyglądają najgorzej. To po Twojej nocce. Możesz mi powiedzieć, dlaczego tak się stało? – Oddziałowa była oschła, nawet bardzo a jej ton różnił się zasadniczo od tego, jakim na co dzień zwracała się do Ewy.
Dziewczyna głośno wciągnęła powietrze nosem i wypuściła ustami lekko wydymając policzki, jakby chcąc się uspokoić. Bardzo źle znosiła krytykę swojej pracy i pewnie dlatego szefowa nie odezwała się przy innych. Gdy o niesolidną pracę koleżanki oskarżały ją wprost, darła się na nie i wyzywała je, szukając jednocześnie stronników i głośno wytykając dziewczynom błędy, jakby niezachwianie wierzyła, że najlepiej wyjdzie na tym, gdy swą winę umniejszy. Robiła to zestawiając ją z inną, większą w jej mniemaniu, a że nie mogła się wybielić i wytłumaczyć z nieróbstwa, próbowała też skłócać ze sobą personel. Rozpowiadała wtedy wokół kto co miał komu do zarzucenia za jego plecami i mnożyła plotki podsycając je umiejętnie sfabrykowanymi i  prawdopodobnymi kłamstwami. Zwykle to działało i szefowa była po jej stronie. Pewnie myślała wtedy ze strachem o swoim średnim wykształceniu, gdy tymczasem Ewa robiła studia i miała w swoim mniemaniu duże szanse, by w przyszłości zająć jej stanowisko. Wszyscy na oddziale sądzili, że pewnie wyłącznie dlatego miała u oddziałowej specjalne względy.
- Co mam ci powiedzieć, Mariola? Tak jak napisałam w raporcie, całą noc odwracałam ją co około dwie i pół godziny tak samo, jak innych na oddziale. Tylko ona ma odleżyny, więc mówiąc najprościej, to nie moja wina. – Rozłożyła dłonie w niby bezradnym geście i uważała, że rozmowa jest zakończona, dlatego odpowiedź szefowej tym bardziej ją zdziwiła.
- Ewa, przestań. – Oddziałowa nie dała się nabrać. -  Nie kompromituj się. Wiesz, że ona jest poważnie odbiałczona. To ciężki stan, ale stabilny. Gdybyś ją obracała tak, jak mówisz, nic by się nie stało. W sali nie było żadnych udogodnień, żadnych podpór, klinów, poduszek, kółek niczego. Nawet nie przyniosłaś sobie alibi!
- Przyniosłam, ale po sobie posprzątałam! – Zaprotestowała bardzo gwałtownie. Zabrzmiało to sztucznie i nie dodało jej wiarygodności.
- Tak? To gdzie je odłożyłeś? – Mariola nawet nie udawała, że jej wierzy. Spokojnie czekała na kolejne kłamstwo.
- Tam gdzie zawsze, do magazynu.
- Zmyślasz, Ewa. Widzisz, wiedziałam, że tak powiesz, więc poszłam to sprawdzić. Gdy tylko usłyszałam o stanie babuni zrobiłam to razem z dziewczynami. Jedyną rzeczą, jaką odniosłaś do magazynu był koc do spania na fotelu.  Sprzęt do udogodnień był, delikatnie rzecz ujmując, trudny do wyciągnięcia dla jednej osoby, bo został w dzień zastawiony pudłami z dwoma nowymi łóżkami dla oddziału. Gdybyś wyjęła cokolwiek, nie dałabyś rady upchnąć tego na poprzednie miejsce. Dlatego zdając raport przez twoją zmianą Krystyna napisała, że z braku udogodnień trzeba się będzie podeprzeć poduszkami. Ale gdy ona czytała raport, ty podobno bawiłaś się telefonem, więc skąd miałabyś to wiedzieć?
- Dobra. Poniosła mnie fantazja z tymi udogodnieniami, pewnie używałam ich nockę wcześniej, człowiek może zapomnieć. Mariolka, ja naprawdę ich obracałam. Naprawdę.
- Kogo?
- Facetów z dwójki i trójki, babki z siedemnastki i babunię w dwunastce. Szkoda, że ona nigdy nie mówiła, bo sama by ci o tym powiedziała.
- Kiedy to było? – Drążyła Mariola.
- Koło jedenastej, a potem po powtórce serialu, nie wiem, która była godzina i... jeszcze koło czwartej.
- Ewa, nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Poza tym, od „koło jedenastej” od szóstej to jakieś pięć godzin, a nie dwie. Kłamiesz.
- Jak uważasz. - Wzruszyła ramionami - Nic na to nie poradzę, że mi nie wierzysz. Nie będę walczyć z wiatrakami. Zrobiłam, co musiałam. To niczyja wina, że babunia jest odbiałczona, a nogę i tak ma uschłą i przykurczoną, więc mniej tkanek, bliżej kość i łatwiej o odleżyny. Medycyna. Normalne. Oddział już dawno powinien dla niej dostać materac przeciwodleżynowy i dobrze o tym wiesz. Nie mam sobie nic do zarzucania.
- Nie musisz mi tego tłumaczyć. Wytłumacz mi raczej to, dlaczego przez dwie kolejne doby nie nabawiła się kolejnych odleżyn? Jak sądzisz? Bo ja myślę, że gdy personel na swojej zmianie robi co, do niego należy, takie rzeczy się nie dzieją. Ewa, to jest dom tych ludzi, a ty kompletnie o tym nie pamiętasz. Dom, rozumiesz? Nie przechowalnia.
- To nie fair.
- Nie fair jest to, że gdy dziewczyny zdążą we dwie zrobić trzy dwuosobowe pokoje z kąpielami, ty robisz jeden, a powinnaś półtora i zawsze masz to samo tłumaczenie, że ktoś się ofajdał, a przecież one mają to samo. Pracujesz wolniej, więcej śpisz na nockach...
- Mariolka, czy ty się słyszysz? - Przewróciła oczami - Wszyscy śpią na nockach. O co ci chodzi?
- Tak, ale wstają, gdy trzeba, co dwie godziny obracać mieszkańców, poza tym, co rusz wyskakujesz na fajkę. Wiecznie gdzieś giniesz. Jesteś najużyteczniejsza, gdy cię tu nie ma, gdy wyślę cię z mieszkańcem na badania do szpitala. Ewa, nie chcę z tobą pracować, nie chce cię w moim zespole. Jesteś fajna dziewczyna, ale jak widać za młoda do pracy w Domu Opieki, albo za mało odpowiedzialna za samą siebie, żeby jeszcze brać odpowiedzialność za innych. Nie chcę ci robić przykrości, ale nie mogę wiecznie usprawiedliwiać cię przed koleżankami. Właśnie to by było nie fair. Porozglądaj się po piętrach, popytaj na innych oddziałach, spróbuj się przenieść w ciągu miesiąca, bo ja nie dam ci rekomendacji na nową umowę. Jeśli gdzieś jakaś oddziałowa cię zechce, da ci ją i zostaniesz w DPS -ie. Jesteś studentką, masz gadane, dajesz się lubić.  Próbuj. Tylko nie smaruj na oddział, to i my nie będziemy mówić źle o tobie. A teraz wracaj do pracy.

Zawzięła się. Widziała, jak dziewczyny gadają po kątach, że w końcu uczciwie zabrała się za robotę. W czasie dyżuru tylko raz wychodziła na fajkę. Po raz pierwszy pracowała na wysokich obrotach i czekała na swój dzień, aż nadejdzie, ale Mariolka tak bardzo pozmieniała grafik, że niemal nie miała nocek. Nigdy nie była sama. Miała za to czas na szukanie miejsca na piętrach. Znalazła sobie przeniesienie, ale postanowiła dotrwać do swojej ostatniej nocki.
Gdy na oddziale zrobiło się cicho, odczekała jeszcze godzinę i zadowolona poszła do dwunastki. Babunia spała. Wyglądała jak wkurzony kurczak z tymi swoimi przykurczami kończyn i resztką białych włosów na czubku głowy. Ewka ściągnęła ją za łokieć i kolano na prześcieradło leżące na podłodze na tyle delikatnie, by się nie potłukła i nie miała sińców, a potem razem z nim pociągnęła ją do łazienki.
Odkręciła wodę, początkowo ciepłą i lała nią leżącą na podłodze staruszkę. Potem zaczęła się śmiać.
Fajnie, co? Ciepełko. Ale zaraz będzie koniec ciepełka, szmato. Przez ciebie straciłam pracę. Przez ciebie suko i teraz zrozumiesz, że nie ma się co mi stawiać, Mariolka też kiedyś zrozumie. Ja ci te cuchnące odleżyny wybiję z głowy! Nauczę cię, jak sama masz się obracać, gdy trzeba, ty stara kukło! Ty kupo gnoju, osrańcu ty! Już ja cię nauczę.
I odkręcała na przemian lodowatą i gorącą wodę polewając nią z pasją leżącego na podłodze niedołężnego, jęczącego człowieka i szepcząc nienawistne zaklęcia i sycząc przekleństwa i sącząc jad w serce babuni. A potem, gdy skończyła się bawić, z pogardą i uśmiechem triumfu na mokrym prześcieradle zawlokła ją, dygocącą ciągnąc po podłodze do pokoju i drwiąc bezlitośnie, że nic tak nie poprawia krążenia jak wodne masaże.
Kiedy Ewa chciała przenieść mokrą, kościstą staruszkę z podłogi na łóżko, poczuła nieznośny ból.  Wrzasnęła z wściekłości i szarpnęła się, ale bolało coraz bardziej, więc puściła staruszkę, która upadając wydarła  jej z głowy włosy jak kępy mchu a lecąc zahaczyła o ramę łóżka i połamała sobie kości. Do końca w ostatnich czterech zębach trzymała fragment  ucha dziewczyny, który wypluła z pogardą i wtedy dopiero z jej ust dobiegł pisk. Wysoki, przeraźliwie świdrujący dźwięk, jak zwierzęce wycie. Odgłos, który zbudził opiekunki na sąsiednich oddziałach, i zmusił je, by tu przybiegły i zobaczyły, kto odniósł ostateczne zwycięstwo.