sobota, 17 czerwca 2017

Wpływ prozy Aleksandra Rogozińskiego na rozwój polskiej psychiatrii (rozprawa niefilozoficzna





Przychodzi baba do psychiatry, a on jej książkę! (nie mylić z "książką")
Baba wygląda jak siedem nieszczęść z Albatrosa, czy jakoś tak, bo ma doła jak lej po bombie. Ma go, tego doła, bo jej życie jest jak papier toaletowy, długie szare i do tej części pleców, gdzie ich nazwa ulega zatarciu. Jednym słowem, baba nie jest chora, zapełnia poczekalnię, bo jej smutno i nudno i takie tam pierdoły i myśli, ze prozak by pomógł, ale nie! Dostaje książkę.
Co dalej? Bo ja wiem, przy gabinecie psychiatrycznym otwierają oddział biblioteki dla dorosłych z czytelną, a psychiatra może jechać na urlop.
Tylko, że on jeszcze na to nie wpadł, a ja już tak. :) Wiadomo, lotny umysł – genialne pomysły. 

Zgadnijcie, dlaczego książką, którą koniecznie powinni przeczytać wszyscy przygnębieni obywatele jest ta, w której są aż trzy trupy, z czego jeden przez niewycelowanie?
Dlatego, że bez względu na to jaką intrygę kryminalną wymyśli Alek Rogoziński, język w którym jest napisana jego powieść w tak żywy sposób odzwierciedla nasze wady i zalety, że śmiejemy się zdrowo z nas samych. Jego bohaterowie mówią obrazami, których nie zapomnicie, a ich powiedzonka, uch, są soczyste jak limonki.Wasz nastrój ulegnie poprawie, zrobią się Wam zmarszczki mimiczne od śmiechu i będzie Wam o niebo lepiej, niż przed lekturą. 
Wiem co mówię. To własne doświadczenie.
W powieści pt: "Do trzech razy śmierć" (już sam tytuł mnie rozwala), najłatwiej polubić Różę, która nie ma najnowszej bazy danych o tym, co ćpają małolaty na imprezach, zasypia na wykładzie o erotyce EL James, ( zupełnie jak ja z mężem na wiadomym filmie z nudów), do tego ma na koncie uwiedzenie nieletniego Goznalesa z irokezem i uprawianie z nim tarła, (A to jawnogrzesznica! No, kochane! Która jest bez takiej winy, lub marzenia, tudzież snu, niech pierwsza rzuci czymkolwiek, najlepiej przysłowiowym mięsem z żalu). Dla niej wycieczka na sabat to prawdziwe nudziarstwo, bo co można robić w towarzystwie wyłącznie kobiet? Kiedy dowiecie dlaczego zrezygnowała z siłowni padniecie na twarz, bo Róża jest jedyna w swoim rodzaju, jej humor jest bezbłędny a ona sama samokrytyczna i błyskotliwa, ale kim by była bez Pepe, częstującego ją wiśnióweczką mamusi, której na starość wciąż zmieniają się proporcje i coraz mniej owoców, a coraz więcej dodaje księżycówki? To jej głos rozsądku. Anioł stróż. Przyjaciel, który nie wysłałby jej na świniobicie, choćby nie wiem co. I choć wiele postaci jest odmalowanych równie obrazowo poprzez westchnienia i zdania zachwyconych blogerek, czy komentarze innych osób, jeszcze tylko Kiki i Miłka zarysowały mi się w pamięci bardziej. Pierwsza, wiadomo, scenką z Krakowskiej taksówki, kiedy to przesiąknięta alkoholem jak biszkopt na tort, każe się wieść do Gdańska, bo tam czeka na nią idealny facet – pomnik Neptuna z erekcją pod listkiem figowym. Za to Miłka to dla mnie najfajniejsza z postaci. Myśli i kombinuje, jest błyskotliwa i uwielbia jeść. Kocham ją nie tylko za ilości i sposób w jaki konsumuje, nie tylko za mówienia z pełnymi ustami i opluwanie Pepe buraczkami, ale także za umiejętność powiedzenia koczkodan o Kiki nawet gdy jej już nie ma i za to, że: „żaden srajdek z pistoletem nie jest ważniejszy od tej tarty!” ( tak samo powiedziałabym o miętowej czekoladzie!)
Dobrze było mi spotkać już znajome postacie – Betty i Krzysztofa, oni się nie zmienili, są tak samo otwarci i bezpośredni jak w „Morderstwie na Korfu” i poprawiają mi nastój hurtem, wystarczy, żeby zaczęli ze sobą rozmawiać.
Nie wiem jak robi to Alek, ale on nawet oczywiste brednie potrafi podać jak piękny deser. Pomyślcie o monologu Marielli. Można by rzygać tęczą, prawda? Istny bełkot nawiedzonej, niezaspokojonej wariatki. Założę się, że to nie było łatwe, dla autora, ułożyć taki zestaw kwiatków i sklecić z tego ten wianuszek. Jak myślicie? Czy autor odchorował tę pracę bólem przepony za śmiechu? Daje słowo, jak bym tak chyba nie umiała. Ile to trzeba mieć empatii, żeby aż tak wczuć się w postać nawiedzonej, roznamiętnionej i bredzącej pisarki. Szacun wielki.
Czy ja polecam tę książkę? Jasne! I każdy dobry psychiatra też wam ją poleci, i pani magister w aptece, i burmistrz, i wiele innych osób. I wiecie co? Ona jeszcze nie jest na receptę, więc korzystajcie, póki można. „Prędzej Nergal zostanie wokalistą Arki Noego niż” Alek Rogoziński napisze kiepską książkę.

1 komentarz:

  1. Zuzanno, to jedna z dwóch najciekawszych recenzji, a propos pierwszą napisałaś również Ty, jakie ostatnio czytałam. Czytam Jak cię zabić, kochanie?, dlatego absolutnie zgadzam się z każdym słowem i po książkę, o której piszesz również sięgnę niezwłocznie, co trudne nie będzie, bo leży ona na mojej półce. Świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń