niedziela, 8 października 2017

Naszeptała mi do ucha: "Lustereczko, powiedz przecie"






Jak często zdarza się Wam, że gdy tylko zaczniecie przygodę z nową książką od razu, od pierwszych słów robi się Wam dobrze, zabawnie i serdecznie a do tego ironicznie i mądrze?
Tym razem nie przeczytałam ani słowa, przyznaję się. Całą książkę przesłuchałam, choć trwała dobrze ponad siedem godzin. I co? Wiem na pewno, że chociaż uwielbiam czytać, słuchanie też jest spoko.
Moja lektura do wysłuchania rozpoczęła się od oświadczenia autora, które wprawiło mnie w szampański nastrój i nie uwierzyłam ani słowu, mówię Wam, nie wierzcie ani jednemu. Założę się o dobry browar, że Alek Rogoziński wcale nie wymyślił tych wszystkich postaci, choć uparcie tak twierdzi. On je po prostu zna! Pewnie mieszkają gdzieś blisko. (Alek pozdrów Mario – jest boski). Potem jak to u Rogozińskiego do łez ze śmiechu doprowadził mnie krótki i miejscami dosadny opis postaci – od początku orientujesz się, kogo polubisz, a kogo nie i  dopiero, gdy wiesz, już z kim masz do czynienia, zaczyna się intryga.
W intrygach jestem boska. Zawsze przed końcem historii wiem kto co z kim i dlaczego. No tak mam i już, film „Kanion” jest w tej dziedzinie wyjątkiem potwierdzającym regułę. Czy szybko domyśliłam się co i dlaczego się wydarzy? No, niestety, tym razem nie bardzo. Może byłam pół kroku przed Darskim, którego uwodzi własna narzeczona, może pół kroku przed Pepe, który trafił do terapeuty, by uzmysłowić sobie, że jest zły na swoją mamę, że nie kupiła mu w dzieciństwie waty na patyku, ale nie przed Różą, co to, to nie! Róża co prawda znów ma niemoc twórczą i nie pisze, ale za to zagadki rozwiązuje jak Cojak i to w jakim pięknym towarzystwie!
Spotkanie ze znanymi już z doskonałego poczucia humoru postaciami ubarwiła tym razem moherowa gosposia, która świętych zna na pamięć wszystkich, a w butelce po Pani Walewskiej nosi wodę święconą, by pokropić nią fotel na którym siedział Darski, który jest tak piękny, że musi być diabłem. Do tego pani starsza na oczach Pepe niszczy z zapamiętaniem sprzęt kuchenny, doprowadzając go do tak zwanego porządku (sprzęt, Pepe raczej tylko do zgrzytania zębami na sam widok)
Co was zaskoczy? No proszę! Gdybym powiedziała nie byłoby niespodzianki, ale mogę was uprzedzić, że Pepe bywa dzwoneczkiem, Róża ląduje w historycznym wychodku i że gdy już traficie na jedenastominutową wersję „Chwalcie łąki umajone” w aranżacji Klaudii Hutniak, to koniec książki będzie Wam dyszał za plecami.
Język jakim posługuje się Alek Rogoziński, jego poczucie humoru i barwne postacie, które stworzył sprawią, że nie wiedzieć czemu książka skończy się wam tuż po tym, jak się zacznie. Jeśli jednak jak ja zdecydujecie się na audiobooka, czytać Wam go będzie Paulina Holtz, i zrobi to po mistrzowsku. To rozrywka idealna w każdej formie, więc nie przestanę polecać.
Bawcie się dobrze i pamiętajcie, że wybuchanie śmiechem w środku nocy, gdy w domu jest absolutna cisza, grozi tym, że domownicy zaczną się zastanawiać, nad Waszą kondycją psychiczną.

2 komentarze:

  1. Nie mogę się doczekać aż sama przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Recenzja niesamowita! Uwielbiam Twój punkt widzenia i przekaz. Książkę mam, przełożę ją kilka oczek do góry, tak, żeby zabrać się za nią niebawem :-)

    OdpowiedzUsuń