Jak często zdarza
się Wam, że gdy tylko zaczniecie przygodę z nową książką od
razu, od pierwszych słów robi się Wam dobrze, zabawnie i
serdecznie a do tego ironicznie i mądrze?
Tym razem nie
przeczytałam ani słowa, przyznaję się. Całą książkę przesłuchałam, choć
trwała dobrze ponad siedem godzin. I co? Wiem na pewno, że
chociaż uwielbiam czytać, słuchanie też jest spoko.
Moja lektura do
wysłuchania rozpoczęła się od oświadczenia autora, które
wprawiło mnie w szampański nastrój i nie uwierzyłam ani słowu,
mówię Wam, nie wierzcie ani jednemu. Założę się o dobry
browar, że Alek Rogoziński wcale nie wymyślił tych wszystkich
postaci, choć uparcie tak twierdzi. On je po prostu zna! Pewnie mieszkają gdzieś blisko. (Alek
pozdrów Mario – jest boski). Potem jak to u Rogozińskiego do łez
ze śmiechu doprowadził mnie krótki i miejscami dosadny opis
postaci – od początku orientujesz się, kogo polubisz, a kogo nie i dopiero, gdy wiesz, już z kim masz do czynienia, zaczyna się
intryga.
W intrygach jestem
boska. Zawsze przed końcem historii wiem kto co z kim i dlaczego. No
tak mam i już, film „Kanion” jest w tej dziedzinie wyjątkiem
potwierdzającym regułę. Czy szybko domyśliłam się co i dlaczego
się wydarzy? No, niestety, tym razem nie bardzo. Może byłam pół kroku przed Darskim,
którego uwodzi własna narzeczona, może pół kroku przed Pepe,
który trafił do terapeuty, by uzmysłowić sobie, że jest zły na
swoją mamę, że nie kupiła mu w dzieciństwie waty na patyku, ale
nie przed Różą, co to, to nie! Róża co prawda znów ma niemoc
twórczą i nie pisze, ale za to zagadki rozwiązuje jak Cojak i to w
jakim pięknym towarzystwie!
Spotkanie ze znanymi
już z doskonałego poczucia humoru postaciami ubarwiła tym razem
moherowa gosposia, która świętych zna na pamięć wszystkich, a w
butelce po Pani Walewskiej nosi wodę święconą, by pokropić nią
fotel na którym siedział Darski, który jest tak piękny, że musi
być diabłem. Do tego pani starsza na oczach Pepe niszczy z
zapamiętaniem sprzęt kuchenny, doprowadzając go do tak zwanego
porządku (sprzęt, Pepe raczej tylko do zgrzytania zębami na sam widok)
Co was zaskoczy? No
proszę! Gdybym powiedziała nie byłoby niespodzianki, ale mogę was
uprzedzić, że Pepe bywa dzwoneczkiem, Róża ląduje w historycznym
wychodku i że gdy już traficie na jedenastominutową wersję
„Chwalcie łąki umajone” w aranżacji Klaudii Hutniak, to koniec
książki będzie Wam dyszał za plecami.
Język jakim
posługuje się Alek Rogoziński, jego poczucie humoru i barwne
postacie, które stworzył sprawią, że nie wiedzieć czemu książka
skończy się wam tuż po tym, jak się zacznie. Jeśli jednak jak ja
zdecydujecie się na audiobooka, czytać Wam go będzie Paulina Holtz, i
zrobi to po mistrzowsku. To rozrywka idealna w każdej formie, więc nie przestanę polecać.
Bawcie się dobrze i
pamiętajcie, że wybuchanie śmiechem w środku nocy, gdy w domu
jest absolutna cisza, grozi tym, że domownicy zaczną się
zastanawiać, nad Waszą kondycją psychiczną.
Nie mogę się doczekać aż sama przeczytam.
OdpowiedzUsuńRecenzja niesamowita! Uwielbiam Twój punkt widzenia i przekaz. Książkę mam, przełożę ją kilka oczek do góry, tak, żeby zabrać się za nią niebawem :-)
OdpowiedzUsuń