wtorek, 24 października 2017

Od Papa Dance do "Ósmego cudu świata"



Kiedy Zosia wpadła na genialny pomysł, by w konkursie na stronie autorki Magdy Witkiewicz zaproponować, żebym to ja dostała trzymiesięczny dostęp do Storytela, nawet o tym nie wiedziałam. Ona chciała mnie oczywiście ratować, napisała więc, że w drodze do Berlina grozi mi słuchanie Papa Dance. Groziło. 'Książę miał piękną żonę' od tygodnia i w głowy nie mogłam wyrzucić tej okropnej piosenki od tego czasu, a jak mówią specjaliści - chcesz się pozbyć z głowy piosenki? Przesłuchaj ją od początku do końca, (szczegół, że mąż zabiłby mnie śmiechem, a dzieci patrzyłyby na mnie jak na UFOka z księżyca - mamo, to dicko polo? słuchasz popu? coś ci jest?).
Papa Dance to jakiś mało istotny fragment dzieciństwa i niezwykle interesujące jest to, że właśnie kiczu najtrudniej pozbyć się w pamięci. Nie wierzycie? Na pewno pamiętacie reklamy, zbliżone do was wiekiem :) tego się po prostu nie da uniknąć. (Przykłady? Pulokolor 89, szampon Kundelek, pij mleko, czy prusakolep)
Ale o czym to ja chciałam... A ! Już wracam do sedna. Storytel.
Moją pierwszą odsłuchaną lekturą było rozkładające mnie jak kanapę ze śmiechu "Lustereczko..." Alka Rogozińskiego, ale o tym już pisałam. Potem zabrałam się za "Ósmy cud świata" Magdy Witkiewicz. Zaczęło się tak spokojnie i cudownie, że dwa dni z rzędu zasypiałam podczas słuchania. Było mi dobrze i błogo. Doskonała lektorka o głosie odrobinę zbliżonym do samej autorki i doskonałej dykcji snuła ciepłą opowieść, a główna bohaterka co chwilę to zyskiwała i traciła w moich oczach. Była taka prawdziwa, że chciałam ją udusić i przytulić. Wnerwiała mnie brakiem zdecydowania, zaciekawiała odrobinę pokręconą moralnością, bo z jednej strony żyła z Jackiem bez zobowiązań a z drugiej nie wiedziała, czy powinna postąpić z Tomaszem, jak wietnamskie kobiety po wojnie. Miała skrupuły tam, gdzie milion innych dziewczyn machnęłoby ręką i nie miała ich w miejscach, gdzie zaczyna się społeczny ostracyzm w małych miejscowościach - cóż ona na szczęście była z Gdańska. :)
 Anka jest rzeczywista, podobna po trosze do każdej z nas. I ma takie zwykłe marzenia. Najzwyklejsze. Są jeszcze w jej życiu: Jacek którego nie potrafi pokochać oraz Tomasz z którym ma trzy światy i pół Ameryki, a do tego zwiedza z nim najpiękniejszą z zatok na ziemi. Część powieści opowiedzianą z punktu widzenia Tomasza czyta doskonały lektor. Ma taki głos, że uh!  (Same wiecie.)  Początkowo miałam wrażenie, że facet czyta przez mocno zaciśnięte zęby, ale po kilku minutach to uczucie zniknęło, a powieść nabrała niezwykle męskiego charakteru. To doskonały zabieg, który jest wyjątkowo przyjemny w odbiorze.
Co jeszcze mogę Wam powiedzieć o "Ósmym cudzie świata"? Pokochacie Wietnam. Zachwycicie się jego przysłowiami, od których rozpoczynają się kolejne rozdziały i legendami, tak innymi od naszych, a jednak cudownym. Magdalena oczaruje was opisami wycieczki, rejsu statkiem, a nawet wietnamskich ulic. Gdybym miała teraz, w tej chwili wybrać się na wycieczkę, bez wątpienia celem podróży byłby właśnie ten mało u nas znany kraj. Królowa happy endów, mistrzyni dobrych i doskonałych zakończeń i snucia ciepłych, emocjonujących opowieści nie zapomniała też o zabawnych fragmentach, ale żeby nie psuć Wam niespodzianki, nie powiem, co takiego można robić na ginekologicznym samolocie. :)
Nowa powieść Magdaleny Witkiewicz to klimatyczna podróż nie tylko po świecie, ale i naszej psychice. Odnajdziecie tam fragmenty siebie, może nawat własne obawy i wątpliwości. Daję słowo, to będzie dla Was przyjemna wyprawa.  
I wiecie co, gdybym wiedziała, że słuchając w aucie "Ósmego cudu świata" będę jechała tak spokojnie i płynnie, że mi dziesięciolatka uśnie po drodze, gdybym wcześniej odkryła, że słuchając człowiek przestaje gnać, nie łamie przepisów i jeździ trochę jak na emeryturze nie spiesząc się nigdzie, już dawno wzięłabym przykład z tych wszystkich, którzy słuchają za kierownicą.
To naprawdę taki mały cud, może nie ósmy, ale maleńki, nie czuć presji na drodze i wypoczywać, prowadząc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz