niedziela, 16 września 2018

"Matka cię zabije - cały rozdział


* * *
Po obiedzie poszli, na huśtawki i na spacer. Porównywał to, co pamiętał ze spędzonego tu dzieciństwa ze stanem obecnym. Piękny ryneczek, ozdobiony fontanną, odnowione kamienice, wbudowane w architekturę miasteczka nowe budynki w centrum. Nagle przestało wydawać mu się takie samo jak każde inne. Było to zadbane miejsce z kwiatkami na klombach i wieloma pięknymi parkami. Jolka żałowała, że trawa w parku za Strażą Pożarną już nie wydawała się już niebieska od kobierców wiosennych kwiatów. Opowiadała, jak na początku kwietnia cały trawnik ginie po błękitem cebulic, potem niebieski kolor znika i zastępuje go intensywna żółć a na końcu już w maju w wysokiej trawie jak połacie srebra błyszczą kępy niezapominajek. Opowiadała jak wkrótce po skoszeniu trawy w czerwcu zakwitają tu lipy i cały park napełnia się słodkim i ciężkim zapachem lata i jak lubią tu z synem jesienią podrzucać do góry suche kolorowe liście i brodzić w nich i szeleścić. Mirek uczył się dziecka. Łapał chłopca zjeżdżającego ze ślizgawki na małym pięknym placu zabaw umiejscowionym w bezpiecznym parku. Trzymał w dłoni małą rączkę, karmił kaczki pływające po Postomii, rzeczce, wzdłuż której wiła się piękna promenada, uśmiechał się biegał, udawał, że pakuje na siłowni pod chmurką, świetnie się bawił. Przeżywał cudowne emocje i nawet zupełnie zapomniał o kacu. Pozwolił zrobić sobie milion zdjęć, których nie znosił. Kupował lody, śpiewał, żył. Radość wypełniała mu serce. Nigdy nie był tak szczęśliwy i skołowany jednocześnie. Czuł, jakby miał jakieś inne życie. Gdy kładł synka spać i dostał całusa na dobranoc wiedział już, że to dotychczasowe legło w gruzach cicho i bez niepotrzebnych ruin, że musi wszystko wybudować od nowa i tego właśnie chce. Miał potrzebę zmian i wiedział, że trzeba ich dokonać, nie wiedział jeszcze jak, ale był przekonany, że były mu potrzebne. I cieszył się, że lubi to miasteczko.
Wieczorem długo czekał. Oparł twarz o dłonie. Wciąż się krzątała, szykowała małemu ubranie na rano do przedszkola, pastowała buciki, nastawiała wodę a on tracił cierpliwość obracając w dłoniach pusty kubek po herbacie, przecież musiał z nią już pomówić. W końcu, jak on przed laty, postawiła na stole talerz kanapek na zakąskę, dwa kieliszki i butelkę wódki.
- Tylko nie próbuj zrzucić wszystkiego na alkohol – zażartował i wymienili nieśmiałe uśmiechy. Polała i usiadła.
- Twoje zdrowie – podniosła do góry kieliszek, patrzył jak się krzywi.
- I twoje - opróżnił kieliszek a ona od razu nalała po drugim – nie pędź tak, mamy całą noc na gadanie. Dość tej wymiany uprzejmości. I staraj się mówić składnie, to może cię nie zabiję do rana. Nawet nie wiesz, nie umiesz sobie wyobrazić tego, jak ja cię teraz nienawidzę - patrzył jej prosto w twarz - i w pełni odpowiadam za to co mówię. Nienawidzę cię, ale urodziłaś mi synka. I to jest cud. A teraz ja się zamykam, a ty gadasz, Jolka, składnie i od początku, jak na spowiedzi. No nawijaj, mała.
- Twoja matka będzie tu jutro.
- Powiedz mi coś nowego. Też mi rewelacja, jakbym się nie domyślił. W sumie, nie sądziłem, że aż tyle wytrzyma. Wyłączyłem komórkę i zostawiłem w schowku w aucie a ona i Synek wariują z ciekawości, którą nazywają niepokojem.
- Synek?
- No. Matka od dziecka woła na niego Synek, a na mnie Synuś, gdy jest wściekła. Ale nie o niej gadamy. Do rzeczy Jolka.
- Julka.
- Co?
- Nikt prócz was nie mówi mi Jolka. Ojciec wołał Julka i tak zostało, zmieniłam sobie po osiemnastce. Jula, nie Jola.
- Wybacz, mała. Widzę cię drugi raz na oczy, mogłem się przecież pomylić, nie? - drwił z niej – Gadaj. No, do rzeczy, bo cię moja matka przesłucha, a ona nie ma poczucia humoru. Od rana podejrzewa, że jest babcią i zapewne jest sfrustrowana, bo nie wie, co wypada kupić w prezencie czterolatkowi, a to dopiero jest dylemat!
- Ty się tym bawisz? Śmieszy cię to?
- Mam płakać? Płakałem. Teraz się cieszę. Zrób coś, żebym cię nie nienawidził, co?
- Mirek, ja… przepraszam –jakoś nie uwierzył w jej skruchę.
- Powiedziałem, od początku.
- Dobrze – wlała w siebie kolejną kolejkę – już dobrze. – zawiesiła się jeszcze na chwilę a potem wolno zaczęła opowiadać. - Gdy moja matka wychodziła za ojca była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Zawsze kupował u niej bułki, wiesz? Co rano od lat. Tak jakoś wyszło. Bardzo się kochali. On był najlepszym ojcem na świecie. A nie było łatwo. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem, taką wystraszoną dziewczynką, a on dał mi nazwisko, siłę i charakter. – oparła łokcie na stole i patrzyła na niego mówiąc. - Nie wiedział, jak się zająć dziewczynką, ale i tak robił co mógł. Gdy nie miał roboty, albo po godzinach remontowaliśmy stary motor. Naszą Peny. To był czad, nagle pokochałam stare motocykle. Potem uczył mnie jeździć po okolicznych wybojach. Gdyby nie on, nigdy nie wyszłabym z cienia. Przychodziłam do szkoły ze smarem za paznokciami, więc chłopcy zawsze mieli dla mnie respekt. Byłam mechanikiem. Oni jeździli rowerami, ja sama ciężką Panionią TL po wąwozach, leśnych ścieżkach rowerowych w lasach i dookoła jeziora. Pamiętasz ile tu możliwości, nie? Teraz młodzi szaleją na quadach, ale to było przecież dawno temu. Miałam jakieś piętnaście lat i pasję, a to pomaga nie być zbuntowaną nastolatką. Nie miałam wielu przyjaciół. Za to miałam świetnych starych.
Matka, wiesz… ona nie mogła mieć więcej dzieci, on wiedział. Trochę żałował, że nie będzie miał syna, ale nigdy jej nie ubliżył, nie odezwał się źle, nie skrytykował, ani nie chodził na boki. Bardzo ją kochał i wtedy ona umarła. Polej, co? To był bardzo rozległy udar mózgu, trup na miejscu. Zostaliśmy we dwoje i wtedy on zaczął się zamartwiać, głównie o mnie, o moja przyszłość. – Mirek sięgnął po butelkę i nalał do kieliszków kolejkę - Wiedzieliśmy oboje, że ekonomik to kanał, ale nie miałam pojęcia, co chcę robić. Wiesz, ogólniak to taki sam fatalny wybór, po nim to w ogóle nie masz nic, bez wykształcenia i zawodu, takie tam... Wtedy ojciec zadecydował, że trzeba wyremontować dom. Nie wiem, skąd miał na to kasę i siły. Na strychu zrobiliśmy osobne mieszkanie. Na wynajem. W razie czego, żebym miała z czego żyć. Zawsze o wszystko dbał. Zaraz po siedemnastych urodzinach kazał mi zrobić prawko. Wypiliśmy nawet po dwa piwa, jak nigdy. Dostałam Panonię, moją Peny wtedy już na papierze na własność. Uwielbiam ją, choć czasem nie mam już siły przy niej grzebać, a oryginalne części są takie drogie.
Któregoś dnia poszłam zanieść mu obiad do warsztatu i znalazłam go zimnego, na podłodze. Nie zjadł nawet śniadania. Poczułam wtedy, że jestem sama. Zupełnie sama na świecie. Że nikt mnie już nie kocha i nikogo nie obchodzę. I wtedy pojawiłeś się ty. A wraz z tobą myśl, że mój ojciec powinien mieć wnuka. Krew z krwi. Kogoś kto będzie mnie kochał, i kogo ja będę kochać inie będę taka … ostatecznie sama. Potrzebowałam tego dziecka, żeby żyć. Żeby nie chcieć umrzeć. Żeby walczyć. – opuściła głowę i po chwili znów na niego patrzyła - Czułeś się kiedyś zupełnie sam? Ja wtedy bardzo. Nie myślałam o tobie ani przez chwilę, liczyłam się tylko ja. Najpierw nie miałam odwagi, wódka pomogła. Wiedziałam, że to pierwsza i ostatnia próba, że nazajutrz wyjedziesz. Potem martwiłam się, że się obudzisz, że jestem niezgrabna, wstaniesz i będziesz chciał się zabezpieczyć. – wypiła wódkę a on zaraz po niej.
- Hehe. Ty też zabierasz ze sobą gumki, gdy jedziesz na pogrzeb? Nadal chcę cię zatłuc, najchętniej wałkiem do ciasta. Polej. Jutro będziesz zdychać, zobaczysz – ostrzegał - Stryjek to był fajny gość, pamiętam… Jeździł motorem jak szatan. Matka zawsze mówiła, że nas pozabija. Nasz ojciec miał wypadek na motorze, śmiertelny wypadek. A on, luz. Wiesz, kiedyś z Markiem rozwaliliśmy mu motocykl. Spadł nam ze skarpy, wy tu mówicie wpadł do wąwozu, no w każdym razie trudno go było wytaskać. Ze dwie godziny go targaliśmy. Byliśmy wykończeni jakbyśmy wleźli na Himalaje. Wiesz co stryj wtedy powiedział? Powiedział: "Boże, tylko nie mówcie matce! Matka mnie zabije!", i tak zostało, że jak coś - to matka cię zabije. Lubiłem to wygwizdowo, gdzie mieszkał.
- Ja też, ale kupił mamie dom i pokochałam go. Mam gdzie mieszkać, mam dochód z mieszkania i warsztat pracy na miejscu.
- Jesteś mechaniorem? Nie gadaj?
- Nie, skąd, nie będę facetom odbierać chleba – sięgnęła po kanapkę.
- To co robisz?
- A to zależy, kto pyta – uśmiechnęła się i dodała konspiracyjnie – wiesz, skarbówka i takie tam brednie. Jestem zdunem, po trosze, oficjalnie.
- Boże, a co to jest? – naprawdę nie miał pojęcia o czym ona mówi.
- Heh, chłopczyk z bloków, co? - zażartowała, skrzywił się - Zdun stawia piece kaflowe, ja w życiu nie postawiłam pieca.
- Jej, nie wiem co powiedzieć, to co robisz?
- Dobra, uprawiam sztukę użytkową. Jestem no... powiedzmy: artystką, rzeźbię w glinie, wyrabiam ręcznie robione kafle do produkcji pieców.
- Da się w tego żyć?
- W BIK-u mnie nie ma. Teraz jest moda na piece i kominki. Gdy na coś jest moda rośnie zapotrzebowanie na oryginalność. Wtedy pojawiają się ludzie, którzy wykładają dużą kasę, by mieć kominek, albo piec taki, jakiego nie maja sąsiedzi i znajomi. To coś innego niż taśmowa robota. Właśnie wypalam komplet kafli w motywy morskie, wiesz, rozgwiazdy ryby wodorosty i syreny. Długo stygną, ale jutro wieczorem, jeśli jeszcze tu będziesz możesz je zobaczyć.
- Sugerujesz, że powinienem spadać? – zapytał z bezczelną miną.
- Raczej, że cię mama jutro zabierze do domu – odgryzła się bez cienia wahania.
- Pyskata jesteś, młoda. Skąd pomysł, że posłucham mamy? No i do czyjego domu? Ja nie mieszkam z matką, mam klitkę w bloku, i tydzień urlopu. Mamusia mi dała. – rozparł się o krzesło - Pracodawca ma prawo wysłać mnie na przymusowy urlop kiedy mu się spodoba, wiesz? - znowu uniósł brwi, znała ten gest, jej synek robił dokładnie tak samo. Nalała po ostatniej kolejce. Była już nieźle wstawiona, wypili i postanowiła pójść spać.
- Słuchaj Mirek, w kanapie jest koc i jakieś poduszki, obsłuż się, co? Ja raczej mam dość. Nigdy nie piję wódki. To mój drugi raz i na pewno powinnam już iść spać.
- Chcesz powiedzieć, że od poprzedniego razu nie piłaś wódki?
- Wódki? Nie, ja nie piłam żadnego mocnego alkoholu, nie uprawiałam seksu i nie miałam kaca, a jutro będę go miała. Ble, ale mi źle, fu.
- Seksu też nie? – wlepił w nią zdziwione spojrzenie.
- No, bo wtedy tak jakoś wyszło wszystko pierwszy raz, na hura. Ojej. - Zakryła ręką usta i ruszyła do łazienki. Poszedł za nią i stanął pod drzwiami.
- No super - mruknął raczej do siebie. - Żyjesz?!
- Aha – jęknęła.
- To rzygaj i wyłaź, pomówimy o reszcie rewelacji - gdy w końcu wyszła blada oświadczyła, że idzie spać.
- Nigdzie nie idziesz. Żadne spać. Chcesz mi powiedzieć, że ty wtedy, że to pierwszy i ostatni raz?
- No - posadził za stołem mocno zataczającą się Julkę, która dłonią zasłaniała usta.
- I że uwiodła mnie we śnie pijana cnotka? – nie wiedział, czy wściec się, czy śmiać.
- Ponoć nieźle się bawiłeś i nie składałeś reklamacji – odgryzła się.
- Jakie to romantyczne! Kurwa, no nieźle. Zabawiłaś się moim kosztem, tak? - był wściekły.
- Oj daj żyć, myślisz, że nie wiem, co ci zrobiłam? Przeprosiłam już. - Wytarła załzawione oczy - Nie myślałam o tobie, nie miałabym odwagi zrobić niczego takiego, ale ta wódka, Mirek, no...
- Gadaj! 
-Co chcesz jeszcze usłyszeć, że mi przykro? Tak przykro i niedobrze. Pozwól mi spać.
- Jak cię wyspowiadam. Na trzeźwo nic mi nie powiesz. To jak było?
- No co? Nie oglądałeś pornosów w gimnazjum? Ja widziałam dwa. Ohyda. Wiesz, jak się tampon zmieścił, to i penis powinien, nie? Tak mi się przynajmniej wydawało… A faceci za dużo myślą o krwawej jatce podczas defloracji - coraz bardziej gubiła się w słowach - Nie, nie było fajnie. Nie miało być fajnie. Miało być. A potem przyszło rano. Człowieku, myślałam, że jesteś bogiem. Już wiem o co to całe "halo". Seks jest super. Zadowolony? Mogę iść spać?
- Idź. I nie przyłaź tu! Bank spermy zamknięty! I dalej cię nienawidzę! A matka zabije nas oboje!
I chodź było już bardzo późno poszedł poszukać sobie stacji paliw, by kupić piwo. Na Orlen miał dość daleko, by przewietrzyć się i pomyśleć. Wrócił, przyniósł telefon z auta, włączył go i zadzwonił do brata.
- Synek, nie śpij.
- Nie śpię. Czekałem. Matka cię zabije. Ze sto razy dzwoniła. Nawijaj.
- On jest boski! Słuchaj, mój synek jest cudowny. Sam zobaczysz. Weźmiesz mi jutro parę rzeczy, jak będziecie jechać?
- Wszystko prócz akwarium. A ona?
- Wiedźma? Jest szalona. Była głupim, bardzo samotnym i pogubionym dzieciakiem. Pewnie jutro zatłukę ją żelazkiem. Dziś strasznie jej nienawidzę. Brat?
- Co jest?
- Zdarzyło ci się kiedyś obudzić tak z piętnaście sekund przed orgazmem i mieć nad sobą siedemnastoletnią "właśnie-nie-dziewicę"? – zostawił Markowi czas na odpowiedź.
- O fuck! Brat! Osz, kuźwa! Młoda serio cię uwiodła! A matka myślała, że ona jej kłamie by cię kryć.
- Ona raczej nie umie kłamać. I nawet nie próbuje. Ale i tak jej nienawidzę. Do rana, brat. Śpij już. - i się rozłączył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz