piątek, 7 października 2016

Modlitwy


"Albowiem jeden jest Bóg,

jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi,

człowiek, Chrystus Jezus"

1 list do Tymoteusza 2: 5


Było jej dobrze. Nowe miasteczko, nowa praca. Życie znów zaczęło się układać. Wszystko  jak należy. Tak dobrze było móc zacząć od nowa. Zadowolona rozejrzała się po sali.
Dziewczyny skończyły właśnie rozgrzewkę. Jeszcze trochę się porozciągają i będą mogły przejść do układów. Kasia miała właśnie włączać muzykę, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich elegancki, wysoki mężczyzna po czterdziestce.
- Pan po córkę? – Spytała zdziwiona – Dopiero się rozgrzałyśmy. Jest pan za wcześnie.
Nie odpowiedział. Podszedł do niej i stanął blisko. Za blisko – Pomyślała, czując jak pachnie.
- Raczewski - Przedstawił się podając jej dłoń. - Przepraszam, że panią nachodzę, ale przyjęło się w naszej małej społeczności, że czasem wyświadczamy sobie drobne przysługi. Przyszedłem prosić o pomoc. Jest mi niezręcznie, nawet bardzo, ale muszę. -  Nabrał powietrza i odrobinę ciszej, tak by nie być słyszanym przez uczennice, kontynuował - Od razu przejdę do rzeczy. Otóż mojemu bratu zmarło dziecko, niemowlę. Za pół godziny pogrzeb a nie ma kto zanieść trumny z kaplicy do grobu. Wiem, jak to brzmi, i że to nie pani sprawa, ale chciałem wypożyczyć od pani 4 dziewczęta, najlepiej o zbliżonym wzroście, chętnie starsze, gdyby pani była tak uprzejma... Chociaż na  godzinę.
- Yyy – Kaśka wyraźnie zaskoczona nie wiedziała co powiedzieć. Gdyby była dzieckiem, na pewno nie chciałaby z nim pójść. Udział w pogrzebie obcego niemowlęcia wydał jej się taki upiorny. jednak po chwili postanowiła wykrzesać z siebie trochę empatii. – No... ja nie wiem, bo… wie pan, ich rodzice płacą za te zajęcia. One tu maja tańczyć… no i ... czy one by chciały?
- Rozumiem. Moja droga - przekonywał -  małe społeczności mają dobrą pamięć i umieją się odwdzięczyć. Pani na pewno będzie potrzebować sponsorów na wyjazdy i na stroje, a my nie zapominamy przysług. Zawsze staramy się pomagać, sama pani rozumie, kiedyś to pani przyjdzie do nas… A mój brat i jego żona… oni tyle już przeszli.  Bardzo proszę – Powiedział jeszcze ciszej.
Kaśka zastygła. Nie wiedziała co mogłaby powiedzieć ale facet mówił dalej.
- No, oczywiście nie powinienem pani naciskać. To niegrzeczne. Przepraszam, pójdę już. To było niestosowne. Co za niezręczna sytuacja. Proszę mi wybaczyć. Nie chciałem pani przeszkodzić w prowadzeniu zajęć, do widzenia. - I odwrócił się zmierzając do drzwi. Nie rozumiała, dlaczego tak łatwo się poddał.
- Zaraz! Proszę zaczekać! -  Klasnęła dwa razy skupiając uwagą uczennic na sobie – Dziewczyny! Trzeci rząd! Jesteście prawie tego samego wzrostu. Trzeba pomóc ludziom pochować dzidziusia. Wiem, że to smutne. Trzeba zamieść trumnę z kaplicy do grobu, zrobić to z powagą i wrócić. To nic przyjemnego, ale może ktoś chciałby pomóc. Nie podejmę decyzji za was. Ktoś pójdzie? Są jakieś chętne?
- Ja nie! - Wyrwała się pyskata Alka.
- Alka! Ty zawsze na nie! Zrobiłaś kiedyś coś dla kogoś?- Rzuciła się na nią pryszczata Zuzka.
- Tak, głównie dla siebie! Jak mnie matka zobaczy,  że się ciągam po mieście i mi obetnie kieszonkowe, to dasz mi na gazety? - Odgryzła się Alka.
- Dobra, spokój dziewczyny, Ala zostaje, a reszta?
- Ja nie mogę. - Tłumaczyła się Zuzka. – Chociaż bym chciała. Ojciec przyjedzie po mnie po zajęciach. Pogrzeb pewnie za pół godziny, jak potrwa z godzinę, nie zdążę wrócić.
- My pójdziemy. - Bliźniaczki podniosły ręce, były jednomyślne, nierozłączne i śliczne.
- I kto jeszcze? - Nikt nie odpowiedział – Może drugi rząd?
- Bez zgody rodziców nie pójdę - Odezwała się cicho Magda. – Nie mogę. Takie mamy zasady
- To bardzo rozsądne, chodzi o to, kto może. A czwarty rząd? – Nie odpuszczała.
- To może ja, w końcu harcerze powinni nieść pomoc, to ja tę trumnę poniosę. Hanka, chodź ze mną, drużynowa nas pochwali – Odezwała się nieśmiało Małgosia a Hania tylko przytaknęła. Kasia uśmiechnęła się do nich. Była dumna z postawy harcerek. Po chwili  zwróciła się  do faceta.
- Nie mogę panu zaproponować dziewczynek jednego wzrostu. Nie zmuszę ich.
- Nie szkodzi, bardzo pani uprzejma i dziewczęta też, obiecuję, że nie będziecie tego żałowały.
- Dobrze. Dziewczyny do szatni, czas leci, a reszta, proszę bardzo rozciągamy się jeszcze  5 minut  i włączam muzykę.
Mężczyzna stanął pod ścianą jakby odprężony. Wysłano go tu z trudną misją i udało się, pomyślała Kaśka rozciągając się razem ze swoją grupą. Była świetną trenerką, a teraz czuła się jeszcze porządnym człowiekiem. Zadowolona z dobrego uczynku uśmiechała się do swoich myśli, żałując jednocześnie martwego maleńkiego aniołka.
Dziewczyny przebrały się i wyszły w asyście eleganckiego pana, który szarmancko otworzył im drzwi. Po chwili do sali wpadła zdyszana Julka i głośno trzasnęła drzwiami.
- Przepraszam za spóźnienie, byłam u dentysty.
- Ok, rozbierz się i rozgrzej – Powiedziała Kasia myśląc, że mała łże, nie pierwszy raz z resztą. Przecież widziała, ją ostatnio ze sporo starszym chłopakiem.
Włączyła muzykę. Ruszały się rytmicznie wykonując coraz trudniejsze elementy. Hip-hop to nie walc, trzeba się bardzo napracować. Uparcie ćwiczyły nowe figury, chciały tańczyć street dance. Eksperymentowały, uczyły się, podglądały filmy. Ambitne dzieciaki. Dobrze się z nimi pracowało. Patrząc na ich postępy i wysiłek cieszyła się i czuła, że uwielbia swoją pracę, że znowu ma swoje miejsce na ziemi.
Julka dołączyła do grupy. Zamieniła kilka słów z Alką, wydęła usta i zaczęła tańczyć. Coś tam szeptały między sobą, ale rozstawiła je w dwóch różnych końcach sali, żeby sobie nie przeszkadzały. Do końca treningu miała z nimi spokój.
Po zajęciach Alka wybiegła z szatni i podeszła do trenerki. Była blada.
- Pani Kasiu, Jula mówi, że dziś nie było żadnego pogrzebu. Ona wie. To jej stary otwiera bramę cmentarza a brat jest organistą. Żadne dziecko nie umarło. Ona by wiedziała. Zawsze wie. - Patrzyła na trenerkę szeroko otwartymi oczami.  -  Minęło już półtora godziny...  Ona wie...
I zapadła cisza.

* * *
- Witaj Marysiu! – Kobieta podniosła wzrok i uśmiechnęła się spokojnie i życzliwie.
- Och, Gabryś! Tak się cieszę. Dawno temu powiedziałabym: wejdź i spocznij – Zabrzmiało to jak doskonały żart rozumiany tylko przez nich. Nie przestawała się uśmiechać. Starzy przyjaciele uściskali się serdecznie. Spojrzała uważnie w piękną twarz rozmówcy. - Martwisz się? Wybacz, że pytam, ale wyglądasz na kompletnie zdruzgotanego. Stało się coś złego?
- Jak zawsze. – Westchnął i opuścił ręce. - Pamiętasz sprawę tych czterech dziewcząt porwanych do burdelu pod Dubajem?
- Tak. Policja nadal nie znalazła żadnych śladów, prawda? Wszyscy wciąż mają do szefa pretensję, że nic nie zrobił, a tak naprawdę nikt się do niego nie zwrócił w tej sprawie oficjalnym kanałem łączności.
- Właśnie. To było takie przygnębiające. Tłum modlił się o pomoc jak w próżnię. Wszyscy pytali, dlaczego to się stało. Zły się cieszył. Wiesz... oni do tej pory nie wiedzą, co dzieje się z tymi dziećmi.
- My wiemy, ale to przecież niczego nie zmienia, prawda?
- Tak... – Ponownie westchnął i zamilkł.
- Ale skoro przyszedłeś, to jest coś jeszcze, prawda? To z pewnością nie wszystko. – Dociekała. - przecież widzę.
- Niestety...wieści są złe. Nawet bardzo. Nawet nie wiem, Marysiu jak to ubrać w słowa…
- Mów. – Ponaglała go zaniepokojona -  Co tym razem?  Co jeszcze stało się złego?
- Ta trenerka. Ona... nie żyje.
- Jak to? Przecież była w psychiatryku. Leczono ją po załamaniu nerwowym. Czy ona… sama?
- Nie. Było już z nią lepiej. Wyszła nawet na przepustkę. Zbiry już czekały. Mieli ją tylko skopać. Zakopali na śmierć. Wynajęli ich rodzice bliźniaczek. Teraz sami nie mogą się otrząsnąć.
- Też nie prosiła o pomoc? – Zdziwiła się kobieta.
- Ależ prosiła. Oczywiście, że prosiła, tylko jak zwykle nie szefa.
- Znowu! Gdzie ci ludzie mają rozum?! Kogo tym razem?
- Zmartwisz się. Prosiła ciebie, Mario. Błagała. I jeszcze kilkoro innych od dawna martwych  ludzi. – Przygnębiona kobieta zakryła twarz dłońmi, była  tak bardzo smutna i rozczarowana,czuła, że gdyby mogło, jej serce pękłoby z żalu.
- Czy ja jestem Bogiem?  - Wyrzuciła z siebie gniewnie- Czy ja mam moc wysłuchiwania modlitwy? Czy je słyszę? Gabrielu, kiedy to się skończy?
- Nie wiem, Mario – Szepnął anioł poprawiając skrzydła. – Naprawdę tego nie wiem.

1 komentarz:

  1. paradoks... A może rzeczywiście tak to wygląda? Daje do myślenia...

    OdpowiedzUsuń