sobota, 10 grudnia 2016

Bohaterowie.

W białych adidaskach na oblodzonym chodniku , który tylko przez sam środek posypano lekko piachem z solą, musiało być im zimno. Cóż, buty do auta może i dobre, ale nie na śnieg i lód. Obaj kołysali się jak Wańki –wstańki z palców na pięty, by po prostu ruszać się i nie narażać stóp na stały dotyk lodu.  Z rękami głęboko w kieszeniach, podniesionymi ramionami  i szyjami schowanymi w nich z zimna wyglądali jak zmarznięte koguty.  Gadali, bo co mieli robić, czekając.
- Ale mówię ci, to nie taka prościzna jak kiedyś, że jak cię już zastrzelili, to koniec pieśni. Co to, to nie. Jak dostaniesz farbą, to biegiem do proporca, tak ze dwa kilosy i jak się tam zameldujesz, to jesteś jak czysty i grasz dalej.  Nie ma: przebacz. Zapieprzasz na pole bitwy i napierdalasz wrogów ile się da, żeby to twoja armia wygrała. I tak cały dzień. Czasem biegliśmy do proporca po kilku z każdej drużyny i co z tego? Honorowo ma być, nikt nie strzela do siebie tak od razu, komenda: rozejść się i tyle, bo to by bez sensu było  pod proporcem strzelać, gdy tam nasze chłopaki wypruwają sobie żyły by zdobyć bastion.
- No. – Mruknął drugi tylko po to, by się odezwać. Jakoś nie był zafascynowany tematem.
- Nie ma się co zastanawiać, stary. Kupuj buty taktyczne w militarnym na allegro, jakiś dres, albo coś w panterkę i dawaj z nami, zobaczysz jak się dorośli potrafią zabawić. Gdy skończyliśmy byłem taki wypompowany, taki wydojony, że zapomnij o baletach, czy panienkach. Jak na wojnie chłopie. Padasz na pysk i śpisz z wyczerpania. Mówię Ci. Wiesz co czuli po całym dniu walki żołnierze. Zajebista sprawa. Czasem myślę potem, że powinienem się zatrudnić w armii. Tylko, że kurwa wojny żadnej nie ma.
Drzwi klatki schodowej się otworzyły i wyszedł trzeci. Był w klapkach.  Pod pachą miał paczkę. Nerwowo podał ją niedoszłemu żołnierzowi, który rozpromienił się i przywitał.
- Cześć szefie.
- No, cześć.  Robimy tak: ja zjem, ułożę włosy jak Martusia skończy i mi pożyczy suszarkę  i z tobą. – Tu wskazał na milczka. – Jedziemy na budowę, wewnątrz można podziałać, zrobimy kafelki na podłodze, może skończymy szpachlowanie, pomyślę. Poczekaj tu na mnie. A ty – Wskazał na amatora paintballa -  Weź auto i jedziesz mi reklamację załatwić do Gorzowa. Za dwie godziny masz być na budowie. Ślisko jest, nie rozjeb mi wana.
- Co to za reklamacja szefie?  - Dopytywał twardziel.
- Jedziesz do Awansu,  moja nowa suszarka do włosów spaliła  się dziś rano.
- Niedobrze. – Mruknął niemal żołnierz z troską w głosie. Zachowywał się jak najlepsza przyjaciółka szefa.  – Na gwarancji jest? – Uchylił pudełko, pod dokumentami leżała słodka różowa suszarka w stylu Barbie.
- Wszystko jest. Tylko różowa ma być, Martusia tak kazała. Musi pasować do glazury w łazience.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz