niedziela, 4 grudnia 2016

Dwadzieścia okrążeń.

Droga "Przyjaciółko!"

Minęły już czasy, gdy pisało się do gazety z prośbą o pomoc lub radę. Ale ja nie potrzebuję pomocy. Ja chcę pomóc.
Mój chłop trafił do pudła, bo mu się zachciało łatwych pieniędzy i napadł na pracownika kantoru. Facet go nie widział, monitoring owszem. Nieprędko wyjdzie. A miało być jak w bajce.
Zostałam sama z dwójką małych dzieci, lichą pomocą od państwa i teściową, która pomimo wieku i chorób umie zakasać rękawy i pomaga jak może.
To u niej byli chłopcy, gdy szukałam pracy. To ona się nimi zajmowała wtedy, gdy ją znalazłam. Za najniższą, w durnych godzinach, w sklepie o nazwie insekta. Wiecie gdzie.
Pracowałam ciężko, więc nie dziwiło mnie, że kierownik zwrócił na mnie uwagę. Miałam nawet cień nadziei, że przedłużą mi umowę, mimo, że stale odmawiałam pracy po godzinach.
Dzień przed końcem umowy kierownik zjawił się u mnie w domu. Zaskoczył mnie. Powiedział, że dostaję awans, będę jego zastępcą. Obiecał, że wkrótce zostanę samodzielnym kierownikiem sklepu, który był już w budowie. To było tak szybko, po zaledwie trzech miesiącach pracy! Byłam taka szczęśliwa! Chciał to oblać, przyniósł wino.
Ubrałam chłopców. Sześciolatkowi kazałam wozić malucha w wózku dookoła bloku. Miał zrobić dwadzieścia okrążeń nim wróci. Wyniosłam wózek, a gdy wróciłam szybko wypiliśmy wino. Wiedziałam, że to musi kosztować. Bez entuzjazmu oddałam mu się na wersalce. Nie zauważyłam, że zaczął padać deszcz. Dzieci mi zmokły.
Nazajutrz jak na skrzydłach leciałam do pracy. Tam dowiedziałam się, że z powodu mojego słabego zaangażowania w działalność sklepu firma nie przedłuża mi umowy. Powiedział to ten sam człowiek, przy załodze, pod koniec zmiany. Czułam się, jakbym dostała w głowę, podeszłam wolno i z rozmysłem strzeliłam mu w twarz. Gdy wychodziłam rozległ się rechot. Panowie wypłacali sobie zakłady. 
Niczym się nie różnię od mojego chłopa. To miała być łatwa kasa.
Dziś umieram. Zaraził mnie WZW typu C. Moja wątroba przestaje pracować. Mam niewielkie i stale spadające szanse na przeszczep. Tracę nadzieję.
Moje dzieci wychowuje teściowa. Prawie ich nie widzę będąc w szpitalu. Są coraz bardziej obce, a ona w oczach się starzeje. Wkrótce zastaną same. Może do tego czasu wypuszczą ich ojca, może trafią do sierocińca. I tak - moja wina.
Póki byłam uczciwa, nie groziło mi nic, prócz biedy. Potem górę wzięła chciwość i straciłam wszystko. Czuję i wiem, że nie mam już nic. Wszystko przegrałam: życie, przyszłość, dzieci... moja wina. Nawet moje ostatnie chwile będą, a właściwie już są pełne cierpienia, bólu, łez i świadomości, że to wszystko moja wina. Chciwością, zabiłam wszystko.
Pozostaje mi życzyć wam dużo rozumu, myślcie, moje drogie, bo współczucie w umieraniu nie pomaga.
Pozdrawiam Was.

Naiwna Mańka.

1 komentarz:

  1. O matko.... Twoje opowiadania wyciągają na powierzchnię to, co w człowieku najgorsze. Żadnego koloryzowania, upiększania. Bolą bardzo, a z drugiej strony czuje się ulgę, że to wszystko dotyka innych, nie naszych bliskich i dzieje się gdzieś daleko... Jednak dzieje się. Niezmiennie. Mocne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń