wtorek, 17 stycznia 2017

Jak Monika odchudzała kota



Co robicie, kiedy macie dzień, który jest absolutnie blee? 
Kiedy chce mi się wyłącznie nic, wtedy czytam coś, co już znam i przy czym wiem, że na chwilę zapomnę o smuteczkach. Mam taką książkę, do której chętnie wracam, a robię to dlatego, że gdy podciągam sobie nastrój, jak pałę z fizy na upragnioną dwójkę, to nawet, gdy czytam coś enty raz i tak nie żałuję czasu, który poświęcam sobie. W końcu kto ma o mnie dbać, jak nie ja?
Lubię, gdy książkowych bohaterów łatwo jest obdarzyć sympatią, gdy mają do siebie dystans i umieją się z siebie śmiać. Są wtedy tacy normalni i nienapuszeni, po prostu fajni ludzie. Pewnie to dlatego, że chętnie otaczam się takimi osobami w realu, cenię przenikliwość ich  umysłów i błyskotliwość ostrego języka. Książka, do której wracam ma w sobie to wszystko.
Jest więc Agata, fałszerka rzeczywistości, która tylko w myślach lekko wskakuje na taboret, by wyszperać coś z pawlacza, zamiast makijażu robi remont elewacji frontowej i uważa, że siatka maskująca i tak byłaby lepsza. Nosi jeansy w rozmiarze małego gustownego namiotu i za cholerę nie umie schudnąć w dziesięć minut. Pracuje w korporacji w której nie znosi kanapek, i wcale nie chodzi o drugie ani trzecie śniadanie, jej wydajność spada dopiero wieczorem w domu i nie nosi pończoch z tego samego powodu, co my wszystkie (haha, jeszcze nie odkryła, że samonośne wrzynające się narzędzia tortur można zastąpić gustownym i seksownym pasem). Agata ma niezwykłe zdolności. Potrafi zaklinować pupę w fotelu rajdowego auta tak bardzo, że po opuszczeniu go brakuje jej whisky w hotelowym barze. I ten zbiór cnót kobiecych dostaje nagły i niespodziewany awans, a potem zjawia się on, facet co ma łapę jak lewar podnośnika a ona mogłaby mu urodzić sześcioro dzieci, choć nie zamienili ani słowa, gdyby oczywiście nie wysiadł z pociągu.
Już lubicie Agatę? Ale to nie wszystko. Agata się odchudza, jak ponad 50% z nas i jej to, kurna, wychodzi. To taka sympatyczna kobietka, że gdybyście spotkali ją w realu, z miejsca można się z nią zaprzyjaźnić i tu ukłon w stronę autorki: Moniki Wawrzyńskiej. Kochana! Postać którą stworzyłaś, to moja najlepsza przyjaciółka. J

Historia Agaty i Marcina, który cudownie je twarożek, nie lubi rzodkiewki i jest właściwie już zajęty, jest niebanalna także dlatego, że napisana w pierwszej osobie z jej i jego punktu widzenia, a do tego rozwala realizmem, krytycyzmem własnym i dystansem. „Jak odchudzić kota?”  relaksuje, odpręża, bawi i pokazuje różnice w tym, jak te same sprawy widzi babeczka i facet. Zabawna i ironiczna, napisana w sposób niezwykle lekki i wciągający jak najgłębsze bagna. I nie dajcie się zwieść tytułowi, prawdziwy kot, Henio, nie jest w niej poddawany żadnym dietom i ani przez chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz