niedziela, 1 stycznia 2017

Jak cię rozbawić, kochanie?

    Kiedy tak patrzę na statystykę swojego bloga nasuwa mi się takie spostrzeżenie, że nie powinnam pisać opowiadań, w których note bene i tak nie czuję się dobrze, bo niewiele osób je czyta. Najwięcej odwiedzin było wtedy, gdy napisałam parę słów o „Morderstwie na Korfu”  Alka Rogozińskiego. Wniosek jest taki:  Zuza, nie bredź, bierz się za recenzje! Nie ważne, że się na tym nie znasz. Ważne, że ktoś chce je czytać. ( W tym momencie powinien z boku stanąć prawdziwy przyjaciel, poklepać mnie po pleckach i powiedzieć:  Pieprzysz trzy po trzy, jeszcze dwa słowa i będzie ci się należał przeszczep mózgu na  NFZ, ale się nie pojawił, niestety).
    Ale do rzeczy. Kochana Zofia (czyli mądrość -  tak ma marginesie niezmierzona) zrobiła mi niedawno prezent. Dostałam to, co tygryski lubią najbardziej zaraz po brykaniu ;) czyli książki. Nie będę pisała o „Księgarence”, bo mam mieszane uczucia . Ponieważ nijak nie znam się na recenzowaniu wolę zbłaźnić się raz, a nie dwa razy,  wybrałam więc do polecenia Wam tę pozycję, która uważam za lepszą. (Czy Wam też słowo pozycja nie kojarzy się z literaturą?)
     Dużo różnych recenzji tej książki przeczytałam. Doskonale pamiętam, o co miały żale kolejne recenzentki i muszę Wam powiedzieć niedelikatnie, że niektóre powinny kij  z dupy wyciągnąć, to może nie byłyby takie sztywne. Dlaczego? Bo to nie jest lektura dla sztywniaków. „Jak Cię zabić, kochanie?”  to ironiczna i lekka lektura, która ma sprawić, że odpoczniecie. Jest napisana w sposób lekki i przyjemny dla odbiorcy a przy tym zaprawiona jak dobry bimber błyskotliwym poczuciem humoru. Jako, że to moja druga, ( i pół) książka tego autora, spróbuję udawać znawcę literatury i teraz stwierdzę autorytarnie: zdrowe poczucie humoru to cecha wspólna twórczości Alka Rogozińskiego.  
     Facet rozwalił mnie już w drugim zdaniu. I tu nasuwa mi się takie porównanie z tą brudną dziwką, polityką.  Kiedyś  jakiś dziadzio stwierdził, że: „prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak się zaczyna”. Można by to samo odnieść do tej książki. Zaczyna się od bomby, i przez całą jej długość, aż do samego końca, czekają nas co krok kolejne eksplozje.
     No i moje ulubione perełki,  ( te wypisuję sobie w trakcie czytania), młotek do kotletów ominę, zacznę od „700 dzieci Brada Pita”, leżę i kwiczę a tuż obok, ‘rybka mordziasta’. Super. Tego nie znałam, potem miałam zawieszkę, bo jako element społeczeństwa, który z natury stroni od telewizora kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi z przystojniakiem i zmianą płci. Sąsiadka życzliwie wprowadziła mnie w ogólnodostępne życie Kardaszjanów, czy jak im tam. Nadal nie wiem o kogo chodzi, ale fakt, że to nie fejk jest zarąbisty.  Dalej: „Sanktuarium w Liszaju”  - majstresztyk, sama używam : piesza pielgrzymka do Jarocina, bo mam na Woodstock ze 40 km J - cwaniara. No i „sucz”, słowo klucz, u mnie tuż obok szantrapy, doskonałe, soczyste i wymowne. Co jeszcze mnie rozwaliło? Hmmm. Amerykańskie pojęcie geografii Europy i świata. Takie prawdziwe, że aż boli, sto procent celności. Gdybym miała coś poprawić, to Alma trochę mniej przypominałaby Rico z „Pingwinów z Madagaskaru” J . I tak się zastanawiam, jaki procent amerykanów używa swojego odpowiednika słowa koincydencja? I co jest? Chyba muszę sprawić sobie słownik.
     Gratuluję autorowi pióra i polotu. I polecam. 100% dobrej zabawy. A jeśli chcecie coś trudniejszego i wymagającego, źle  trafiliście. „Jak cię zabić, Kochanie?” to cudowna rozrywka, nie filozoficzna rozprawa.  

PS. A za tę „szczerbatą Zuzę” kiedyś się z autorem policzę.

3 komentarze:

  1. Powoli kończę czytać. Ta książka jest po prostu zajebista! A Twoja recenzja rownie dobra :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam, że tak będzie!! Zuza, za tę reckę wręczyłabym Ci nagrodę! Fakt, pióro Alka wpływa na pracę mięśni brzucha, ale Twoja recenzja jest perłą. I nie przestawaj pisać opowiadań! Ja je uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudna recenzja :) Opowiadań nie znam, ale chyba da się to nadrobić!

    OdpowiedzUsuń